Całkiem niedawno opowiadałam o książce Przemysława Piotrowskiego pt. "Radykalni. Terror", która stanowi porażającą wizję naszego świata zalanego przez radykalny islam. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o książce Michała Matuszaka, "Bez wytchnienia", która również odnosi do konfliktów na tle religijnym, ale Autor poszedł w zupełnie innym kierunku. Obrany kurs z pewnością jest rzadziej podnoszony w refleksji o tym, dokąd zmierza świat. Jednak czy mniej prawdopodobny?
Poznajemy młodego człowieka, Adama, właściwie jeszcze nastolatka, który w pierwszej scenie z powieści, kryje się wraz z sąsiadami w piwnicy. Na zewnątrz trwa krwawa i bezwzględna walka pomiędzy katolikami i muzułmanami. Okazuje się, że świat został podzielony na religijne rejony i getta, w których żyją wyznawcy jednej religii, według zakorzenionych i wyłuszczonych przez lokalną władzę zasad. Niezwykła dbałość o zachowanie tradycji i kultury, o właściwe wychowywanie młodych obywateli, oraz o precyzyjne oddzielenie różnowierców. Strach towarzyszy wszystkim i wszędzie, jedyne pocieszenie, ukojenie można znaleźć pośród swoich, w jednomyślności, wspólnej walce w obronie swych rodzin i lokalnej społeczności.
"W wyniku podziałów religijno-społecznych Europa rozpękła się na mnóstwo regionów kontrolowanych przez lokalnych przywódców, lecz zawsze podporządkowanych władzy własnej centrali. Trudno mówić o granicach i państwie, gdy każdy klan zajmował tereny, nierzadko wykrajając terytorium sąsiedniego kraju. Katolicy nadal dominowali w Polsce, aczkolwiek kilka rejonów wpadło w ręce muzułmanów (...) czy żydów (...). Miasta, w których egzystowały różne wyznania, podzieliły się na dzielnice."
Michał Matuszak poruszył w swojej powieści wiele trudnych tematów, często dość kontrowersyjnych.
Wykreowana przyszłość świata nie jest zbyt kolorowa. Radykalizm religijny, bez względu jakiego dotyczy wyznania, nie może budować, ale potrafi niszczyć. Wojny religijne już nie raz wykrwawiały narody i dzieje się to do dzisiaj. Wobec fali imigrantów, mocno scharakteryzowanych przez islam, którzy dążą nie do asymilacji w celu współistnienia z całkowicie odmienną kulturowo Europą, a raczej do zmuszenia jej mieszkańców, by to oni dostosowali się do przyjezdnych. W sytuacji organizowania się kolejnych grup radykałów, nawoływań, prześladowań i aktów terroryzmu w ludziach budzi się bunt, oraz próba przywrócenia własnych korzeni. Te korzenie wyrastają na żyznej kulturze judeo-chrześcijańskiej, niemożliwej do pogodzenia z wizją muzułmańską. Wspólnota tradycji i kultury stanowi mur i wysiłek zachowania własnej tożsamości. Ludzi zaczyna przesiąkać fanatyzm, ponieważ w sterylności wyznania wiary upatrują własnego bezpieczeństwa. Zaślepienie powoduje całkowite zamknięcie się na jakikolwiek dialog i konieczność fizycznego odseparowania Muzułmanów, Katolików, Żydów, czy Hindusów. To, co ważne w tej książce to pokazanie zła ultracyzmu.
Autor subtelnie obnaża przed nami też sam proces społeczny, który doprowadza do takiej niezwykłej, duchowej przemiany. W świecie, gdzie kryzys wartości jest wszechobecny, a dyskusja na ten temat przestała już być emocjonująca, powrót do wartości może się odbyć właśnie w sposób radykalny. Impuls, który wywołuje muzułmańska walka z "niewiernymi", podburza do udowodnienia, że jesteśmy wierni, ale nie Allahowi. Co więcej brak wartości, bądź rozmydlenie ich definicji, doprowadza do braku w człowieku, do dążenia bez celu, do jakiegoś zaprzeczenia sensu życia. Kiedy już się stoi na krawędzi takiego istnienia bez głębszej treści, bardzo łatwo, przez tęsknotę do zapomnianych wartości, uskoczyć na inna krawędź podsuwaną nam jako remedium na wszystkie problemy. Słabość człowieka, jego kręgosłupa moralnego, brak stabilności i poczucia bezpieczeństwa, otwierają szeroko drzwi na manipulacje ze strony sekt lub władzy.
"(...) - Albo jesteś dobrym katolikiem, albo złym kimś innym. Przez taki czarno-biały podział udało się tym skurwysynom zawłaszczyć całą społeczność katolicką i ustanowić władzę absolutną, dyktatorską. Zbudowali władzę na obłudzie i szczuciu ludzi. (...)"
W przypadku tej powieści mamy do czynienia z oparciem władzy na radykalizmie religijnym. Manipulacja obywatelami za pomocą religii wydaje się być posunięciem genialnym, ponieważ elity rządzące skrywają się za Bogiem. W obliczu zagrożenia stworzono państwo policyjne, złożone jedynie z prawomyślnych Katolików, karmionych wybranymi interpretacjami i hasłami. Podporządkowanie się społeczeństwa prowadzi do zamknięcia go przed społecznościami innowierców, a skrupulatne indoktrynowanie wytycza jedyną słuszną drogę postępowania i myślenia. Pozbawienie ludzi możliwości samodzielnego rozumowania i oceny świata, zubaża ich i plasuje na poziomie obywateli-klonów, bezmyślnie wykonujących rozkazy. wolność człowieka właściwie przestaje istnieć.
"A wszystko to w trosce o bezpieczeństwo, tak zgrabnie nazwane narzucanie ograniczeń, limitów i kontroli. Wmawiali, co można wmówić, a co trzeba przemilczeć. Co dozwolone, a co zakazane. Kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Kto samozwańcem, a kto autorytetem. Co lśni, a co butwieje. Rada bezwzględnie ustalała rzeczywistość, bez względu na czynniki zewnętrzne, warunki atmosferyczne, fale sejsmiczne czy ruchy planet."
"- (...) upatrzyli religię jako przyrząd do sprawowania władzy i najłatwiejszy sposób kontrolowania mas. To już nie jest religia, ale polityka. (...)"
Jednak w takim świecie również pojawia się nadzieja. Światło przywrócenia normalności tkwi w jednostkach niedających się spętać przez system, zbuntowanych i wykraczających poza przeznaczone im role. W udręczony bezwolnością umysł wkradają się wątpliwości, kłujące, nurtujące, nie pozwalające na spokojny sen. I to jest szansa społeczeństwa, że z pomocą takiej osoby, która odważy się zadać fundamentalne pytania, zakwestionować przyjęte zasady i ograniczenia, przebudzi się na nowo, by odbudować sterroryzowany świat.
"(...) Religia sama w sobie nie jest zła, wręcz przeciwnie, jest potrzebna, ale religia zawłaszczona przez fanatyków, robienie polityki z religii to największe zło(...)"
"Bez wytchnienia" Michała Matuszaka nie jest książką idealną. Autorowi brakuje jeszcze nieco warsztatu, umiejętności formułowania dialogów, czy swobodnego operowania słowem. Nietuzinkowa problematyka skłaniająca do refleksji i dość ciekawa fabuła rekompensują pewne niedostatki. Z pewnością jest to powieść, po którą warto sięgnąć. Nieco w klimacie Huxleya, czy Orwella, stanowi świeży i cenny głos w dyskusji nie tylko o przyszłości, ale również o teraźniejszości.
Polecam Waszej uwadze również wywiad z Autorem u Cyrysi <klik>.
"Bez wytchnienia"
Michał Matuszak
Wydawnictwo: Białe Pióro
Liczba stron: 323
Ocena: 6/10