Przeczytawszy powieść dla dzieci Katherine Rundell, pt. "Dachołazy", kompletnie nie dziwi mnie ilość nagród i nominacji dla tej książki. Przeznaczona jest dzieciom, ale zapewni mnóstwo emocji również dorosłym. Poruszająca niezwykle ważne problemy, ukazująca pewien zdrowy kierunek w wychowaniu pozwalający na wydobycie z pociech tego, co w nich najlepsze, czyniąc je jednocześnie szczęśliwymi.
Niemowlak, maleńka dziewczynka, w futerale na wiolonczelę unoszącym się na wodzie, ofiara katastrofy statku pasażerskiego, zostaje znaleziona i uratowana przez naukowca. Niestety jej rodzice prawdopodobnie zginęli, a odpowiedzialność za małą, ludzką istotkę bierze na siebie Charles, który ją odnalazł. Trudy wychowania małego dziecka poddaje swoim dość nietypowym metodom, które mimo, iż niezgodne z przyjętymi przez opiekę społeczną instrukcjami, przepełnione są miłością i wielką wrażliwością wobec tego miniaturowego człowieka. Państwo i jego przedstawicielka, pani Eliot, planują jednak zakończyć tę sielankę nie mieszczącą się w ich świecie norm społecznych i konwenansów. Nie bacząc na uczucia dziecka i opiekuna, zostaje wydana decyzja o umieszczeniu dwunastoletniej już Sophii w sierocińcu. To stanowi główną motywację do wyruszenia w podróż, w poszukiwaniu korzeni dziewczynki, która wierzy, że odnajdzie swoją matkę.
"Jesteś najcudowniejszą przygodą mojego życia. Bez ciebie moje dni będą jak bez światła."
Wychowywanie dziecka jest nie lada wyzwaniem. Charles stosował metody nietypowe, być może z braku wiedzy na ten temat, aczkolwiek nie można zaprzeczyć temu, że kierował się sercem i na tym polu odniósł sukces. Nie uczynił swojej podopiecznej żadnej krzywdy, a dał jej odrobinę wolności, pozwolił marzyć i pozostawać sobą. To bardzo wiele, gdy nawet biologiczni rodzice zdają się czasami zapominać, że dziecko jest odrębnym człowiekiem, ze swoimi własnymi zachciankami, talentami, humorami. Owszem należy przeciwdziałać negatywnym zachowaniom, ale z pewnością nie wolno blokować rozwoju. Co więcej bohater zapewnił swojej podopiecznej niezwykłą edukację, dzięki czemu bardzo wcześnie nauczyła się czytać, a zamiast bajek pochłaniała światowe dzieła literatury, na przykład Szekspira. Nietuzinkowe sposoby na wychowanie i edukację odcisnęły na Sophii ogromne piętno, lecz bardzo pozytywne. Dziewczynka wykazywała się ponadprzeciętną inteligencją, co widać w samym jej sposobie myślenia, oraz wrażliwością dzięki miłości i ciepłu, jakimi została otoczona.
"- Niestety znacznie lepiej znam się na książkach niż na ludziach. Z książkami tak łatwo się dogadać."
Piękna opowieść o spełnianiu pragnień, o byciu szczęśliwym. Głównym przesłaniem dla mnie jest właśnie odwaga do bycia szczęśliwym.
"(...) Może miłość nie jest po to, żeby ktoś czuł się wyjątkowy, tylko żeby był odważny. Miłość jest jak woda na pustyni albo jak pudełko zapałek w ciemnym lesie. Miłość i odwaga, pomyślała Sophie: dwa słowa, które oznaczają to samo. Może nawet nie potrzeba, żeby druga osoba była przy tobie. Wystarczy, żeby żyła gdzieś na świecie. Jej matka zawsze w ten sposób funkcjonowała. Była miejscem, w którym Sophie mogła odłożyć swoje serce, przystankiem na odzyskanie tchu. Zestawem gwiazd i map."
Katherine Rundell przedstawiła też system ochrony obywateli przez państwo, który przypomina raczej bezduszny nadzór, niż prawdziwą troskę. Wątpliwa jest zarówno jakość tej kurateli, jak i kompetencje urzędników. Najlepszym przykładem jest już pani Eliot z opieki społecznej, zamknięta w społecznych konwenansach, nie wykazująca żadnej życzliwości, ani chęci porozumienia. Sztywność zasad wychowania dzieci i młodzieży próbuje wprowadzać wręcz bezlitośnie, nie bacząc na uczucia podopiecznych. W jej oczach radość dziecka i miłość opiekuna nie mają większego znaczenia, jeśli stosowane metody nie są zbieżne z tymi w jej instrukcjach i oczekiwaniach. Wychodzi tutaj pewna tępota tego systemu, którego zadaniem zdaje się być wychowywanie obywateli-klonów, żeby móc ich szufladkować i z góry przeznaczać im wybrane role. Brakuje miejsca na jakikolwiek indywidualizm i rozwój osobowości. Potrzeba pewnej wrażliwości, zwyczajnej, ludzkiej, wobec drugiego człowieka, w miejsce bezmyślnych, zimnych zasad i ich stosowania niczym maszyna, bezwzględnie, bez zastanowienia.
"- Nie mogę nic zrobić, żeby powstrzymać tych ludzi. Według prawa nie jesteś moja. Według prawa jesteś własnością państwa. Rozumiesz to?
- Nie, nie rozumiem. To głupie! (…)
- Jak mogę należeć do państwa? Państwo nie jest osobą. Państwo nie potrafi nikogo kochać.
- Wiem o tym. Ale, jak sądzę, zamierzają cię zabrać. (…)
- Nie mogą.
- Mogą, najdroższa. Państwa mogą robić zarówno wspaniałe, jak i głupie rzeczy. "
Autorka pokazała też ogólne zepsucie dotykające świata dorosłych, nieuczciwość, niegodne postępowanie, oraz to, że jednak nie zawsze można zaufać tym, którzy powinni występować w naszej obronie.
"- Nigdy nie wiadomo, kto doniesie. Ci, którzy budzą największe zaufanie, często są najgorsi."
To również opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości. Dość subtelna pod tym kątem, bowiem skupiająca się mocniej na aspektach dotyczących marzeń, wolności, miłości i przyjaźni. Jednak cała historia nie mogłaby powstać, gdyby nie ten naturalny w człowieku głód wiedzy o samym sobie, o swoim pochodzeniu. To odkrywanie siebie w przypadku Sophii jest procesem długim, który nie mógłby się rozpocząć bez Charlesa. Opiekun dziewczynki zapewnił jej warunki do rozwoju osobowości i umysłu. Przygoda na paryskich dachach pozwoliła jej rozwinąć się, poznać głębię różnorakich ważnych dla człowieka rzeczy. Natomiast samo poszukiwanie matki stanowi dla mnie to bezpośrednie poszukiwanie własnych korzeni, a w nich potwierdzenia dla talentów i pragnień.
"Matki to coś potrzebnego jak powietrze i woda, pomyślała. Nawet papierowe, wyimaginowane matki są lepsze niż nic. Matka to miejsce, gdzie można odłożyć serce. Przystanek, na którym można odzyskać oddech."
Sieroty, niebołazy, dachołazy to grupka dzieci, które nie chciały żyć w sierocym więzieniu. Stanowią swego rodzaju symbol wolności, trudnej i wymagającej, ale zapewniającej jednocześnie możliwość wzrostu we własnym człowieczeństwie i psychice. Ta samodzielność mogłaby się wydawać lekcją dość okrutną, gdyby nie to, że są zwyczajnie radośni i szczęśliwi. Szczególnie wzrusza historia Mateo, który tak dzielnie daje sobie radę ze wszelkimi trudnościami, a jednocześnie ma tak wiele ciepła dla innych.
Powieść została skonstruowana dość prostym językiem, acz nie banalnym lub prostackim. Poszczególne zdania nie są nazbyt skomplikowane, ale też nie trywialne. Myślę, że tutaj bardzo duże znaczenie ma tłumacz, Tomasz Bieroń, któremu udało się tę historię zapisać w sam raz dla dzieci, a jednocześnie pięknie, oddziałując na wyobraźnię.
Katherine Rundell stworzyła plastyczną i emocjonującą opowieść, która dotyka, bardziej lub mniej, wielu spraw i wielu aspektów. Skierowana głównie do dzieci, ale usatysfakcjonuje również dorosłych. Nieco magiczna w odbiorze, baśniowa i niezwykła. Co ważne nie znajdziemy w niej przez 80% stron wyłącznie konfliktów i problemów, a raczej obrazy dopełniające często powtarzane w niej przesłanie: "Nigdy nie przekreślaj możliwego".
"Dachołazy"
Katherine Rundell
Tłumacz: Tomasz Bieroń
Wydawnictwo: Poradnia K
Liczba stron: 264
Ocena: 8/10