Cykl "Kwiat Paproci" Katarzyny Bereniki Miszczuk oczarował mnie całkowicie. Początkowo pierwszym tomem byłam zawiedziona, ale tylko przez kilka pierwszych stron. Wynikało to z tego, że po książkę sięgnęłam powodowana impulsem i nie czytałam za bardzo o czym ma być. Okazało się, że historia jest osadzona w całkiem współczesnych czasach, a Autorka przedstawiła alternatywną historię Polski, jak mógłby wyglądać nasz kraj, gdyby słowiańskość utrzymała się w naszym Narodzie do dnia dzisiejszego. Bardzo szybko minął mi pierwszy szok i zagłębiłam się w powieść zapominając o całym świecie. Połknęłam ją w kilka godzin i z porządnym kacem książkowym, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Na drugą część trzeba było poczekać, a ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca w domu. Drugi tom wywarł na mnie podobne wrażenie, a trzeci, pt. "Żerca"...
"Żerca" to według mnie najlepszy, jak dotąd, tom z całego cyklu. Chociaż uważam, że poprzednie części są świetnie napisane, to muszę przyznać, że ta miło mnie zaskoczyła jeszcze bardziej wyższą jakością, jakby Autorka rozwinęła skrzydła, a przecież wciąż nie powiedziała ostatniego słowa. To piękne obserwować, jak Autorzy się rozwijają z każdą powieścią.
"- Bogowie kształtują nasze życie. Istoty nadprzyrodzone nie istnieją. Służą tylko tłumaczeniu zjawisk naturalnych. Nie ma południc. Jest udar cieplny.
Zaczęłam mu współczuć. Miałam zupełnie takie same poglądy, kiedy tu przyjechałam. Był jak ja. Musiałam przekonać się na własnej skórze, zanim uwierzyłam. Czekała go ciężka szkoła życia."
Ponownie pojawiają się główne postacie z poprzednich tomów, aczkolwiek ilość bohaterów drugoplanowych nadal urasta. Katarzyna Miszczuk wprowadza w świat nowe demony, tradycje, święta i przepisy lecznicze. Połączenie takiej słowiańskiej fantastyki z realnym światem, znanym nam przecież doskonale, wyszło genialnie. Po Kupalnocce Gosława ma nadzieję na względny spokój, aczkolwiek nie dane Jej to. Jako Widząca chyba nigdy nie zazna już zwykłego życia, a przynajmniej tak się wydaje. Oszukani bogowie są wściekli, Mieszko znika, a nieznany myśliwy poluje na okoliczne demony. Rzecz jasna o wszystkie krzywdy wyrządzone demonicznym stworzeniom posądzana jest Gosława. Koszmary, ogień i dym, rozwijające się wizje i poczucie winy doprowadzają ją do stanu nieco depresyjnego. Jednak nafaszerowana melisą stara się stawić czoła kolejnym wyzwaniom i przeciwnościom na swojej drodze, a pojawia się ich niemało. Dodatkowo angażuje się w kolejne słowiańskie tradycje i obchody, dzięki czemu może na własnej skórze poczuć moc słowiańskiej magii.
"- Co to miało być? - syknęła.
- Co? - zapytałam niewinnie.
(...)
- Patrzyłaś jak jełop przed siebie. Nawet zaczęłaś się ślinić - skwitowała,
- Niemożliwe!
Sięgnęłam do brody i odkryłam, że faktycznie z lewego kącika ust pociekła mi strużka śliny. Sekundy dzieliły ją od skapnięcia na kołnierzyk."
O fabule więcej powiedzieć Wam nie mogę, by nie spoilerować i nie pozbawiać Was przyjemności z lektury. Jednak muszę Wam powiedzieć, że Gosława przestała być już tak irytująca, jak np. w pierwszej części. Bywa raczej nieporadna i zabawna w niektórych sytuacjach, a i z hipochondrii odrobinę się wyleczyła.
W tej części najbardziej podobały mi się obchody wieczoru panieńskiego i rytuały urody i płodności. Gdyby tak wyciąć modlitwy do słowiańskich bóstw, to łatwo możemy zauważyć, że podobne praktyki towarzyszą nam po dzień dzisiejszy. Czy wiecie, że miód dobrze wpływa na skórę? Czy wiedzieliście, że lipa jest drzewem kobiet? Czy wiecie, że prysznic w naprzemiennie bardzo ciepłej wodzie i zimnej ma działanie ujędrniające? Czy wiecie, że pewne zapachy uwalniają pożądanie i pozwalają się rozluźnić? No nie uwierzę, że Panie o tym wszystkim nie wiedzą. My kobiety znamy wszelkie możliwe afrodyzjaki, przepisy na urodę, tylko z tą płodnością gorzej (a tak w nawiasie, jeśli jesteście oboje zdrowi i wciąż nie wychodzi to polecam picie naparu z kwiatu lipy, bo obniża stres organizmu, który niestety stanowi już chorobę cywilizacyjną i działa trochę jak antykoncepcja).
Rytuały przeprowadzone zostały w pięknej scenerii, kiedy to słońce chyliło się ku zachodowi, tuż przy chatce w środku lasu, którą możecie znać z poprzednich części. Piękne, młode kobiety, w wiankach. Ognisko, pachnące mazidło do ciała, które rozbudza zmysły i uwalnia skrywane chucie. Taniec przy ognisku i chłodna woda dla ukojenia rozgrzanego ciała. Z jednej strony zaciekawia, dialogi nieco bawią, a klimat pozwala się zachłysnąć przyjemnością.
"- Rozsmarujcie miód na swoim ciele, by wasza skóra była zawsze słodka dla mężczyzny. Wplećcie we włosy kwiaty, by ich zapach przyciągał go do was. Napijcie się alkoholu, by uwiódł go w waszym pocałunku. Zaufajcie ziołom i boginiom, by w waszym łonie zakiełkowało nowe życie"
Drugą ważną uroczystością była swaćba, czy słowiański ślub. Przepełniony symbolami, które obecnie przesiąknęły do tradycji chrześcijańskich, czasami w nieco innej formie. I tak chleb, którym rodzice witają młodych nabiera innego znaczenia. Słowiański korowaj, chleb, którego kęs łączył przyszłych małżonków, wypiekany był na dzień wcześniej bez obecności mężczyzn. Panna młoda miała tylko jedną próbę, co wiązało się z niebezpieczeństwem, bo np. zakalec mógł sprawić, że ich małżeństwo nie będzie udane. Kolejnym ważnym symbolem, który znamy było wzniesienie wspólnego toastu. Młodzi jedzący ten sam chleb wspólnie i pijący ten sam miód z jednego naczynia, stali się tym samym połączeni.
"- Chleb to symbol życia, pracy, gościnności, zamożności i domowego ładu. Niech nigdy go wam nie zabraknie. Gdy któremuś z was przypadkiem kromka chleba upadnie na ziemię, podniósłszy ją, niech ucałuje na znak poszanowania dla daru bogów. Bogno i Cieszynie, połóżcie prawe dłonie na korowaju."
Poza tym w "Żercy" znajdziecie też równonoc jesienną, kiedy to obchodzono Święto Plonów. Podziękowanie bogom za zbiory i wielki słowiański festyn. Coś wspaniałego :)
Bardzo lubię styl Katarzyny Bereniki Miszczuk. Jej książki mają w sobie magię, sekrety, miłość, strach, przygodę i wiedzę. Poza tym bawią i przyjemnie relaksują. To literatura rozrywkowa, jaką uwielbiam. Język jest prosty, płynny i zagnieżdża w głowie obrazy Bielin, których przecież nigdy naprawdę nie widziałam. Czyta się na jednym wdechu i trudno odłożyć "Żercę" choćby na chwilkę.
"- Jeżeli przeżyję ten staż to zostanę aktorką, jak kocham wszystkich bogów - jęknęłam."
Polecam Wam cały cykl, szczególnie jeśli macie ochotę na nietypowy, nieco nowy, trochę stary świat. Zupełnie inne spojrzenie na fantastykę, które zaraża słowiańskim bakcylem. Tak i wielkim plusem jest to, że Autorka opiera się na bardzo rzetelnych źródłach, niektóre książki, z których czerpie swoją wiedzę, czytam i ja ;)
"Ja chyba muszę sobie kupić jakieś porządne tabletki uspokajające. Jeśli oni wszyscy ciągle będą się do mnie skradać tak od tyłu, to w końcu dostanę najzwyklejszego zawału i skończy się moja historia."
O pozostałych częściach cyklu możecie u mnie przeczytać tutaj: Katarzyna Berenika Miszczuk. Bądźcie wyrozumiali, ponieważ są to teksty, które pisałam jeszcze bardzo nieumiejętnie :)
Chciałabym jeszcze Wam wspomnieć, że byłam na spotkaniu autorskim Katarzyny Bereniki Miszczuk. Zrobiłam sobie nawet wianek, sama, własnoręcznie, rozumiecie to? Ostatnio wianki robiłam może niecałe 20 lat temu :P Autorka to bardzo ciepła kobieta, cały czas uśmiechnięta, nie zadziera nosa (a mogłaby, bo już ma na koncie wiele sukcesów) i trochę zwariowana. Opowiedziała nam odrobinę o tym, jak "kradnie" cechy innych ludzi i montuje je w swoich bohaterach. Ma wspaniałą, wspierającą Ją rodzinę. Szczególnie polubiłam mamę Autorki, która zabawiała rozmową osoby oczekujące w kolejce po autografy. Przesympatyczna kobieta.
"Żerca"
Cykl: "Kwiat Paproci" (tom 3)
Katarzyna Berenika Miszczuk
Wydawnictwo: W. A. B.
Liczba stron: 464
Ocena: 8/10