Niektórzy z Was wiedzą, że wciąż poszukuję powieści osadzonych w przestrzeni wierzeń słowiańskich. Chwytam się różnorakich pozycji od opracowań naukowych, przez powieści historyczne do historii raczej fantastycznych. Jak dotąd znalazłam niewiele książek, które mnie usatysfakcjonowały, ale widzę wciąż rosnący potencjał w tym temacie.
"Miłość do trawy" zauważyłam dzięki Monice z bloga Halmanowa, która jest Patronem Medialnym tej publikacji. Nie potrzebowałam wielu słów zachęty, ale przyznam, że samo wspomnienie nawiązania do wierzeń pogańskich narobiło mi apetytu. Rozentuzjazmowana mimowolnie podniosłam wysoko poprzeczkę moich oczekiwań. To był trochę mój błąd, bo książka nie była dla mnie tak wspaniała, jak to sobie wyobrażałam.
Historia dotyczy niezwykłego kontaktu z przyrodą, nie tylko z trawą. Przyroda napełnia niektórych ludzi niezwykłą mocą, niekiedy udziela specjalnych darów. Główny bohater, Krzysztof, wyrusza w drogę zaniepokojony koszmarem, by poznać prawdę o tym kim jest i czym jest to, co łączy Go z naturą.
W powieści tej dokonano dwóch typów podziałów, które okazują się bardzo dobrym zabiegiem. Z jednej strony w ciekawy sposób wyjaśniają pewne sprawy z życia bohaterów, a z drugiej stanowią pewne urozmaicenie dla czytelnika.
Pierwszy mamy dwu-podział narracji. Fabuła jest bowiem prowadzona z dwóch perspektyw pierwszoosobowej oraz trzecioosobowej. Pierwszoosobowa narracja uwzględnia retrospekcje, które ukazują fragmenty z przeszłości głównych bohaterów. Każda z tych opowieści wstecznych to niby wycięta cząstka, aczkolwiek stanowiąca pewną całość w samej sobie i jednocześnie cegiełkę ku wyjaśnieniu teraźniejszych poczynań Krzysztofa. Mogłoby się zdawać, że Autor skupił się na opowiedzeniu przede wszystkim niezwykłej relacji zakochanych, ale znajdujemy w nich również drobiazgi, które zdradzają swoje wielkie znaczenie dopiero pod koniec opowieści. Tutaj nie znamy do końca kolejności tych zdarzeń, ale możemy je przypisać na osi czasu za lub przed pewnym tragicznym punktem ich życia, co jest całkowicie wystarczające.
Trzecioosobowa narracja dotyczy teraźniejszości i drogi Krzysztofa. Opisywane wydarzenia stanowią chronologiczną całość, zapewniają ciągłość historii w czasie teraźniejszym. Współczesna akcja rozkłada się pomiędzy opisy szlaku, jakim podąża bohater, oraz spotkania z postaciami pobocznymi. Upstrzone oczywiście przemyśleniami, które nie zamykają się tylko w granicach poszukiwań, ale roztaczają się na bardziej ogólne wnioski o rzeczywistości i życiu.
W drugiej kolejności można dostrzec trójpodział, który wyróżnia trzy przestrzenie. Brzydkie, brudne i śmierdzące miasto, betonową dżunglę, która stanowi pierwszą przestrzeń. Przeciwstawiona została pięknej, dzikiej i magicznej naturze. Jako trzecią płaszczyznę możemy wyróżnić wieś, która została zawieszona gdzieś pomiędzy sztucznym tworem, jakim jest miasto, a czystą i żywą naturą, której człowiek jeszcze nie zdążył skazić. Autor dokonał pewnego przerysowania tych otoczeń, żeby wyraziście wyłuskać różnice i relację pomiędzy nimi.
Michał Krupa miał bardzo ciekawy pomysł na fabułę. Magiczna więź między człowiekiem i naturą stanowi pomysł nie nowy, acz w tym przypadku oryginalnie przedstawiony. Pewna dosłowność wejścia w relację z przyrodą jest zaskakująca. Charakter zjawiska sprawia, że czytelnik wkręca się w powieść i chociaż dostrzegłam klika minusów, które mi przeszkadzały, to nie mogłam się ostatecznie oderwać od powieści.
Wszystkie wady tej książki, które zauważyłam, dotyczą głównie realizacji. Z jednej strony mamy nienużące opisy, które pozwalają na mocniejsze zakotwiczenie się w śledzonej fabule, z drugiej zaś strony skonstruowane są za pomocą bardzo prostych zdań i słów. Według mnie zbyt prostych. Chociaż rozumiem, że zamierzeniem Autora mogło być niekomplikowanie i uniknięcie w pewnych momentach nadmiernego patosu, to drażniła mnie ta prostota. Uważam bowiem, że nie można przesadzać w żadną stronę. Druga rzecz to dialogi, które dla mnie były sztuczne, czasami przegadane i usilnie próbujące wnieść coś do ogólnego przesłania tej historii.
Dodatkowo nie przemawia do mnie przykład, w którym otoczenie reaguje na inność agresją. Zgadzam się z Autorem, że ludzie boją się niezrozumiałego, boją się osób o innych poglądach, dziwnych zachowaniach, ale akurat przykład, którym to zobrazował jest dla mnie mało wiarygodny. Przede wszystkim warto byłoby go rozbudować w spójny wątek, który nie opierałby się tylko na wycinkach z kilku sytuacji. Poza tym powód agresji wydaje mi się zbyt miałki i w rzeczywistości wywołałby wiele negatywnych reakcji w społeczeństwie, ale niekoniecznie zaprezentowane tutaj bestialstwo. W każdym razie to ważny temat do refleksji i dyskusji, ponieważ odbija się w różnych płaszczyznach życia społecznego.
Stworzone postacie są dość wyraziste, ale chyba do żadnej nie poczułam sympatii. Dziwne były dla mnie zachowania bohaterów drugoplanowych, epizodycznych, którzy wykazywali się nietypowym zaufaniem i chęcią niesienia pomocy obcym. Zdarzyła się też osoba negatywna w odbiorze, aczkolwiek w większości wszyscy wykazywali się trochę niezdrowym altruizmem. Krzysztof to człowiek poszukujący nie tylko odpowiedzi, ale swojego miejsca. Wydawał się delikatny, zagubiony, trochę jak dziecko. Monika natomiast to kobieta, która jakby już odkryła swoją prawdę i twardo dąży do realizowania się w życiu, co skupia się wokół przyjmowania rzeczywistości taką jaka jest. Oboje oddani miłości wobec siebie i wobec natury, jakby połączeni ze sobą właśnie w tej nadprzyrodzonej więzi z przyrodą.
Cieszę się, że Michał Krupa odnosi się do słowiańskiej kultury i wierzeń. Co prawda ograniczył się do przedstawienia pewnej podstawy, z której można dopiero kontynuować i wyprowadzać inne słowiańskie opowieści. W gruncie rzeczy to wszystko stanowi kanwę do zaszczepienia dyskusji na tematy ponad jakąkolwiek religią. Bardzo znaczący w tym kontekście jest cytat:
"– Ciężko powiedzieć. Czytałem dużo, ale nie wiem, co z tego
zapamiętałem. Mam mętlik w głowie. Ci wszyscy bogowie, bożki,
ich nazwy i spokrewnienia...
– To są tylko nazwy wymyślone przez ludzi. To co my nazywamy
w naszym ograniczonym języku, gdzieś indziej nazywa
się zupełnie inaczej. Wszyscy jednak myślą o tym samym."
Trudno jednoznacznie ocenić książkę, która wciąga i zawłaszcza w dziwny sposób umysł, ale jednocześnie nie satysfakcjonuje wykonaniem. Właściwie nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobała, albo że mnie znudziła, bo kłamałabym Wam w oczy. Ta powieść jest dziwna, oryginalnie skonstruowana, prezentuje ciekawe zabiegi również pod względem technicznym, ma w sobie coś magicznego, coś co przykuwa uwagę. Drażnić może prostą budową, przerysowaniem i sztucznością. Dotyka ważnych tematów, i przekazuje pewne uniwersalne konkluzje. Gdyby to było danie mogłabym powiedzieć, że ma charakter i wyrazisty smak, ale kucharz zapomniał posolić ziemniaki.
Macie jakieś słowiańskie perełki do polecenia? Jednej osobie mogę się odwdzięczyć piękną zakładką do książki :)
Za elektroniczną wersję książki dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.
"Miłość do trawy"
Michał Krupa
Wydawnictwo: Psychoskok
Liczba stron: 180
Ocena: 6/10