Perypetie weteranów i niechcianych psiaków na tle groźnej epidemii.

Czasami zdarza mi się, że mając jakiś plan czytelniczy, konkretną wyznaczoną samodzielnie kolejkę książek do przeczytania, znienacka okazuje się, że muszę przeczytać jakąś inną. Nie wynika to bynajmniej z jakiegoś zewnętrznego przymusu, ale z mojego własnego "nie wytrzymałam". Podobnie było z "Epidemią" Alex Kavy. Leżała i spokojnie czekała na stosiku na swoją kolej, jednak tak mnie przyciągała, że postanowiłam zaburzyć nieco swój plan i zachłannie chwyciłam książkę od razu po skończeniu "Prowincji".

Książek Kavy nie czytałam od bardzo dawna. Kiedyś tam trafiło mi się coś przeczytać, ale nie zapadło mi w pamięć, chociaż mam skojarzenie, że czytało mi się dobrze. Po "Epidemii" spodziewałam się zupełnie czegoś innego, może właśnie dlatego, że nie pamiętam poprzednich książek Autorki? Trochę mnie zawiodła, ale nie całkowicie, bo znalazłam w tej książce coś dla siebie.

Przede wszystkim, już ze względu na tytuł, spodziewałam się wartkiej i niebezpiecznej akcji, ze śmiercionośnym wirusem i milionami zarażonych. Liczyłam na trudną do opanowania sytuację społeczną, adaptowanie szkół i hal na prowizoryczne szpitale, panikę. No i to jest to czego w tej opowieści zabrakło. Byłam nastawiona na historię podobną do wielu innych, znanych z książek i filmów, naprawdę miałam ochotę na ten oklepany już pomysł. Temat samej epidemii i zaraźliwego wirusa był z jednej strony ciekawy, a z drugiej bardzo nikły. Jakiś eksperyment z użyciem laboratoryjnego szczepu, kilku zarażonych, którzy mieli roznieść wirus po kraju, wiadome prawie od początku czynniki powodujące bioterrorystami. Pojawia się niewielu chorych, kilka tylko przypadków śmiertelnych. Samo rozwiązanie skąd wirus i jak sobie z nim poradzić idzie dość gładko, bez jakiś specjalnych utrudnień. Generalnie, w tym temacie, nic szczególnego.

Jednak, jak już wspomniałam znalazłam coś dla siebie w tej książce. Między innymi wątek weteranów wojennych. Ludzie, którzy wracają pokiereszowani nie tylko fizycznie, ale często całkowicie zniszczeni i odmienieni psychicznie. Może nie jest to bardzo rozdmuchany wątek całej historii, ale z pewnością bardziej niż samej epidemii. Poznajemy kilku weteranów, którzy wróciwszy z Afganistanu, po traumatycznych przeżyciach, często niepełnosprawni, musieli się odnaleźć w tym zwykłym, spokojnym świecie. W świecie, gdzie nie wybuchają bomby, raczej nikt do nich nie strzela, kumpla nie rozrywa mina. Jednak, jak żyć normalnie, kiedy widziało się to wszystko. My, ludzie którzy nigdy nie doświadczyli wojny, nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić tego, jak wielki wpływ takie doświadczenia mają na człowieka. To może się wydawać zadziwiające dla nas, że ktoś kto uniknął śmierci, teraz myśli o samobójstwie i to właśnie dlatego, że nie daje sobie rady sam ze sobą. Jeden z bohaterów, Tony nie jest fizycznie poturbowany przez wojnę, ale stres pourazowy, ból głowy, głosy, które słyszy tylko On doprowadzają go do realnego myślenia o tym ostatecznym rozwiązaniu. Problem z nawiązywaniem kontaktów z innymi, paranoiczne wręcz myśli prześladowcze, zamykanie się w swoim świecie i zrozumienie wyłącznie ze strony kolegów, którym również udało się wrócić. Trudno im jest wyjść ze swojego rozchwiania nawet wobec innych, ale przykład Jasona pokazuje, jak odpowiedzialność za innych (w tym przypadku psa) potrafi w niezwykły sposób przebudzić i powrócić na normalną drogę życia. Już nigdy nie będą tymi samymi młodymi ludźmi, którzy założyli mundur i chwycili za broń, ale mają szansę na jakieś odnalezienie się w tej rzeczywistości. Oczywiście kosztować to będzie dużo wysiłku i pracy nad sobą, ze sobą, jednak to nie żaden psycholog czy psychiatra pomoże, pomóc mogą sobie sami wraz z tymi, na których im zależy.

W tym miejscu mogę Wam polecić dwie inne pozycje Williama Whartona: "Ptasiek" i "Al". Pierwsza z nich bardziej pokazuje właśnie niemożność powrócenia do normalnego świata po wojnie. Druga natomiast to już rzeczywiste wejście w zwykły świat i poszukiwanie swojego miejsca w nim. Czytałam obie bardzo dawno temu, wówczas byłam zachwycona. Może dziś już nie wywarłyby na mnie, aż takiego wrażenia, ale nadal uważam, że to pozycje godne uwagi.

Drugi ciekawy i bliski memu sercu wątek to schronisko i niechciane psy. Jeden z głównych bohaterów, weteran, zajął się szkoleniem niechcianych psów. W taki sposób ratuje je przed uśpieniem w schronisku, które jest jakby poczekalnią umieralni dla nich. Przed złym losem uratował już wiele psów. Wykorzystuje ich genialny węch do wykrywania ładunków wybuchowych, zwłok, poszukiwania ludzi, oraz rozpoznawania chorób. W taki oto sposób wyszkolone psy stają się podstawową metodą wykrywania zarażonych wirusem. Co więcej angażując się w pomoc Agencji Bezpieczeństwa, Creed przede wszystkim pomyślał o tym, jak uratować jeszcze większą liczbę psów. Podpisuje kontrakt na szkolenie kolejnych czworonogów do pracy w Agencji, jednocześnie zapewniając odpowiednie środki na utrzymanie schroniska. Może to jest kropla w morzu wszystkich potrzebujących pupilów, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?

I tutaj przypomina mi się pewien eksperyment, który bardzo mnie poruszył. Dotyczy psa, który został wyszkolony do wyczuwania znikomych nawet ilości orzeszków, dla dziecka z bardzo ciężką alergią na orzechy. Przeprowadzono test z użyciem jednej z najlepszych myjek ciśnieniowych dostępnych na rynku. Myjką taką można zmywać graffiti z murów i inne cuda. Nie pamiętam dokładnie wszystkiego, ale wiem, że byłam pod wrażeniem. Eksperyment był prosty. Ustawiono kilka rzędów czystych talerzy, a pośród nich był jeden, który został posmarowany masłem orzechowym i dokładnie umyty za pomocą wspomnianej myjki ciśnieniowej. Według producenta talerz powinien być nieskazitelny. Co zrobił pies? Usiadł przy tym właśnie talerzu, wskazując w taki sposób na niebezpieczeństwo.

Książkę czyta się świetnie, napisana prostym językiem. Natrafiłam na jakieś drobne błędy tłumaczenia, ale niewielkie. Braki głównego wątku wynagrodziły mi dwa wspomniane wątki poboczne. Nie odnalazłam się w historii O'Dell i Creeda, co chyba wynika z tego, że nie czytałam poprzednich tomów cyklu, może wówczas bardziej by mnie ta część pociągnęła. Pozycja nie wciągnęła mnie od razu, początek jest dość powolny, wydarzenia rozkręcają się powoli i takie, raczej spokojne tempo, utrzymane zostało do końca książki. Zakończenie jest i nie jest zaskakujące. Dla mnie odrobinę zbyt banalne, zbyt proste, a z drugiej strony mnie zaskoczyło właśnie tym, że takie było. Do samego końca praktycznie miałam inne oczekiwania i sądziłam, że zakończenie coś z tego uratuje.

Jeżeli lubicie książki Kavy to pewnie Wam się spodoba. Jeżeli macie ochotę na spokojniejszy odmóżdżacz to również. Kava mnie nie zachwyciła, nie zwaliła z nóg, ale czytało się nieźle. To niezła książka, ale nie pokładajcie w niej takich nadziei, jak ja na początku, bo wówczas będziecie zawiedzeni, a frustracja nie pozwoli Wam znaleźć czegoś wartego uwagi w książce, a są również inne wątki, które mogą Was w niej zaciekawić.

Za przekazanie egzemplarza do recenzji bardzo dziękuję Wydawnictwu Harper Collins.

"Epidemia"
Alex Kava
Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska
Liczba stron: 320
Ocena: 6/10
Bardzo mnie cieszy, że zaglądasz na mojego bloga.
Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad, to mnie motywuje i nadaje większy sens temu, co piszę. Chętnie zajrzę też na Twojego bloga, jeśli jakiegoś prowadzisz.