Anna Fryczkowska - Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki)

"Wszyscy mieli dość tego babska" - przyjaciółka okazała się podłą kobietą, bez krzty przyzwoitości. Chyba każda kobieta w tym domu mogła mieć ochotę ją zabić, jak i pewnie wiele innych osób z poza.

Dom ukryty gdzieś za horyzontem, kilka kobiet z różnymi doświadczeniami i wzajemnymi żalami, i pogoda, która więzi je razem. Unieruchomione przez duże opady śniegu są skazane na swoje wzajemne towarzystwo. Początkowo jest całkiem nieźle, zwykła babska impreza, wino, śmiech, dowcipy, szlochy, złośliwości. Powoli staje się oczywistym, że każda ma jakieś tajemnice przed resztą. Wszystkie wciąż wydają się całkiem niegroźnymi, dobrymi osobami, które wciąż walczą ze swoimi własnymi potworami. Jeden z największych potworów okazuje się być wśród nich, potwór, który nie zawaha się przed niczym.

Książek Anny Fryczkowskiej nie znałam wcześniej, jakoś zawsze odkładałam Jej publikacje na później. "Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki)" wciągnęło mnie już samym tytułem. Nie musiałam czytać opisów, recenzji,by stwierdzić, że muszę ją przeczytać. Powoli poznajemy wszystkie bohaterki, historie ich życia, ich problemy, mroczne sekrety. Każda ma swojego potwora, który przeraża, osacza, determinuje. Tak nazywam między innymi ich smutne doświadczenia życiowe. Jedna z nich sama jest potworem. Dla niej nie istnieją żadne wartości. Szacunek, lojalność, przyjaźń - można wrzucić do kosza razem z przyzwoitością.
Skondensowane portrety psychologiczne napełniają przekonaniem, że każda z nich jednocześnie jest zdolna i niezdolna do morderstwa. Każda ma motyw i jednocześnie go nie ma. Fryczkowska sprawia, że powietrze robi się gęste, na przemian duszące gorącem lub mrozem. Motyw zamkniętego pokoju, gdzie żadna z przyjaciółek nie wydaje się być bezwzględną morderczynią. W oddalonym od cywilizacji domu są zupełnie same.
Dojrzałe kobiety, każda zupełnie inna, z innym bolesnym tobołkiem na plecach. Wszystkim życie nie szczędziło trosk i smutków. Wszystkie zmuszone do zweryfikowania swoich wartości i celów. Autorka uświadamia nam również, jak bardzo można drugiego człowieka skrzywdzić "dobrą radą", nawet jeśli jest się w pełni przekonanym o jej słuszności.

Powieść nie jest kopią Agathą Christie, ale z pewnością ma coś z Jej kryminałów. Warto zauważyć, że nie jest to też typowy kryminał, ponieważ Pisarka skupiła się bardziej na psychologicznym obrazie postaci i z tych właśnie obrazów układają się możliwe motywy zbrodni. Ta książka nie trzymała mnie jakoś mocno w napięciu, ale wciąż łaknęłam bliższego poznania z tymi kobietami.

Ciekawa narracja, bowiem każda z bohaterek opowiada sama o sobie, włączenie do niej fragmentów powieści kryminalnej pisanej przez jedną z nich, oraz zagubione myśli chorej na autyzm siostry właścicielki domu. Fryczkowska posługuje się przyjemnym językiem, pisze dość lekko, a w mroczną historię wplata nieco ironii. Świetna pozycja, do przeczytania w jeden wieczór. Polecam i już zabieram się za kolejne publikacje tej autorki.
Bardzo mnie cieszy, że zaglądasz na mojego bloga.
Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad, to mnie motywuje i nadaje większy sens temu, co piszę. Chętnie zajrzę też na Twojego bloga, jeśli jakiegoś prowadzisz.