"Szkoła na wzgórzu" - Sebastian Imielski

"Szkoła na wzgórzu" Sebastiana Imielskiego to kolejna książka, na którą trafiłam wyłącznie ze względu na moje prywatne wyzwanie czytelnicze. Przypomnę Wam tylko, że związane jest z wyzwaniem "Czytam, bo polskie" i chodzi o to, że czytam polskich autorów na każdą kolejną literę alfabetu, zgodnie z literkami przypadającymi na dany miesiąc w wyzwaniu.

Co za tym idzie, ominęłaby mnie całkiem niezła lektura, a na samego Autora nigdy nie zwróciłabym uwagi. Szkoda, bo jest to całkiem niezły debiut.

Sylwester Cichy to młody nauczyciel języka polskiego, który próbuje uciec od życiowych problemów na prowincję. Klimat niewielkiej miejscowości mógłby się wydawać przyjazny i leczniczy, dla kogoś kto ma wciąż otwarte rany w duszy. Jednak sytuacja mocno się komplikuje, gdyż cały dobry nastrój potrafi w jednej chwili zepsuć wicedyrektorka szkoły. Kobieta legenda, wzbudza strach we wszystkich swoich podwładnych, a dodatkowo uprawia bezczelne kumoterstwo, z którym specjalnie się nie kryje.

Nieprzyjemna atmosfera zagęszcza się, gdy jedna z uczennic znika w niejasnych okolicznościach. Sebastian wraz z dziennikarzem lokalnego tabloida, Karolem Zawadą, próbują ustalić, co stało się z dziewczyną. Kolejno odkrywane tropy powoli odsłaniają wiele tajemnic związanych ze szkołą.

"Oni" wciąż obserwują, czyhają na nas i mącą nasze myśli.

Istnieje wiele rzeczy, które przerażają człowieka. Między innymi jest jedna, która może spędzać sen z powiek. Mam tutaj na myśli naszą podatność na wpływy, oraz zło, które leży gdzieś głęboko w nas i na co dzień jesteśmy w stanie normalnie nad nim panować. Olga Haber w swojej powieści grozy "Oni" sięgnęła właśnie po te sfery ludzkiej natury i z ich pomocą stworzyła prawdziwy koszmar. Poznajemy kobietę przed czterdziestką, Natalię, która dotąd nie ułożyła sobie w pełni życia.

Niedawno podjęła decyzję o rozstaniu z dotychczasowym partnerem i znalazła sobie dużo młodszego od siebie chłopca. Nowy związek miał być chyba tylko rodzajem remedium na obniżone poczucie własnej wartości i problem z pogodzeniem się z procesem starzenia, który rzecz jasna nie ominie nikogo z nas. Jeżeli ktoś, jak Natalia, nie zakotwiczył się tak naprawdę w świecie, to trudno się dziwić, że w jakiś dziwaczny sposób próbuje oszukać czas. Odmłodzenie się przez znacznie młodszego kochanka, który wciąż nienasycony spędza z nią większość czasu w łóżku? Motyw znany i wcale nie zaskakujący. Główna bohaterka spędza czas w domku, należącym do Jej byłego. Mimo rozstania, pozostali w dobrych relacjach. On wyjechał za granicę, by tam rozwijać swoją karierę i prawdopodobnie uwolnić się od wspomnień. Jednak żadne z nich nie potrafi zapomnieć o tym drugim. W miasteczku i okolicach, gdzie znajduje się "Emilówka", czyli domek, w którym pomieszkuje bohaterka, zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Jedyne wytłumaczenie, jakie można usłyszeć w okolicy to "Oni", o których nikt nic więcej nie potrafi powiedzieć.

Pozory, które mogą zmylić najczujniejszych obserwatorów

Muszę się Wam przyznać, że moja pazerność na książki nie ma granic. Wypatrzywszy na blogach "Pozorność" Natalii Nowak-Lewandowskiej od razu zapragnęłam ją mieć. Zanim przeczytałam choćby zarys fabuły, to wiedziałam, że chcę mieć ją na półce. Wszystko przez okładkę, która mnie oczarowała. Prostota, z której bije potężna sugestia i muszę Wam powiedzieć, że po przeczytaniu książki stwierdzam, że okładka idealnie dopasowana jest do treści. Faktura tła, jakby ściany z wieloma drobnymi pęknięciami, z mnóstwem niedoskonałości. Ptaki, które wirują i ten azyl dla nich na pajączku pomiędzy dłońmi, męską i damską. To niesamowite, jak dużo ta okładka mówi o treści książki.

Wracając jeszcze na moment do mojej pazerności książkowej muszę się przyznać, że mam chwilowo w domu dwa egzemplarze tej powieści. Jeden wygrałam w konkursie na blogu Nowe Horyzonty, a drugi otrzymałam z Book Toura, o którym już zdążyłam zapomnieć. W sumie dobrze się stało, ponieważ gdyby nie Book Tour u Cyrysi, pewnie nadal odkładałabym lekturę tej naprawdę wyjątkowej powieści.

Losu oszukać się nie da, bogów też nie bardzo, ale czasami trzeba próbować...

Cykl "Kwiat Paproci" Katarzyny Bereniki Miszczuk oczarował mnie całkowicie. Początkowo pierwszym tomem byłam zawiedziona, ale tylko przez kilka pierwszych stron. Wynikało to z tego, że po książkę sięgnęłam powodowana impulsem i nie czytałam za bardzo o czym ma być. Okazało się, że historia jest osadzona w całkiem współczesnych czasach, a Autorka przedstawiła alternatywną historię Polski, jak mógłby wyglądać nasz kraj, gdyby słowiańskość utrzymała się w naszym Narodzie do dnia dzisiejszego. Bardzo szybko minął mi pierwszy szok i zagłębiłam się w powieść zapominając o całym świecie. Połknęłam ją w kilka godzin i z porządnym kacem książkowym, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Na drugą część trzeba było poczekać, a ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca w domu. Drugi tom wywarł na mnie podobne wrażenie, a trzeci, pt. "Żerca"...

Zło, które obiecuje najrozsądniejsze rozwiązania - co wybierzesz?

Czytając pierwszy tom "Czarnego Wygonu" uważałam, że jest to naprawdę dobra historia i trochę się obawiałam drugiej części. Wydawało mi się bowiem, że nie ma tam już dużo do dodania. Autor mógł spełnić moje oczekiwania i po prostu z rozmachem zakończyć opowieść, wszystko wydawało się proste i oczywiste. Dlatego uniosłam brwi ze zdziwieniem widząc ile stron czeka w drugiej części i pozwoliłam sobie na myśl, że może Stefan Darda przesadził, może rozciągnął niepotrzebnie i lał wodę przez połowę drugiego tomu? Na szczęście okazało się, że moje obawy były kompletnie bezpodstawne.

Jeżeli przy pierwszej części opowieści o Słonecznej Dolinie i Czarnym Wygonie sądziłam, że jest to zawiła i wypełniona gawęda, to teraz nie wiem, co powiedzieć o drugim tomie. Możecie mi nie wierzyć, ale atmosfera zagęszcza się do granic możliwości, a klimat grozy wyłazi z książki niczym najstraszniejszy koszmar i bezczelnie staje przed Tobą, by zwykłym "bu" spowodować nagły atak paniki. Doprawdy, przy poprzednich publikacjach Stefana Dardy, czułam zimny dreszcz na plecach i oglądałam się przez ramię, a teraz każde skrzypnięcie drewna, czy czegokolwiek, powodowało, że podskakiwałam do góry.

Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje - "Mroczna toń" A.J.Banner

Otwierając książkę byłam zaintrygowana, ponieważ to kolejna pozycja ostatnio z wątkiem dotyczącym amnezji, o którą się potknęłam. Amnezja ciekawi mnie przede wszystkim dlatego, że nie potrafię postawić siebie w takiej sytuacji, po prostu to dla mnie nie do pojęcia. Mam dość dobrą pamięć, w głowie mogę odnaleźć szczegóły z przed lat, na które nikt by nie zwrócił uwagi. Cały czas potrafię zadziwiać mojego Męża, pamiętając dokładnie drobiazgi z czasów, kiedy się poznaliśmy. Dlatego też całkowite zapomnienie jakiegoś fragmentu przeszłości to dla mnie coś nie do pojęcia.
Zamykając książkę pomyślałam zwyczajnie i prosto: "jaka opcja!".

A.J. Banner napisała thriller psychologiczny, w którym może akcja nie toczy się w zastraszającym tempie, ale od pierwszych stron do ostatnich trzyma w napięciu. Tempo jest równe przez całą książkę, by na koniec gwałtownie przyspieszyć i dać czytelnikowi w kość zwrotem akcji.

"Człowiek jest jak ćma: na oślep rwie się do ognia, choć go boli i choć się w nim spali." (Bolesław Prus, "Lalka")

Książkę wypatrzyłam w zapowiedziach, a później u Moniki z bloga Halmanowa. Jej opinia potwierdziła moje przypuszczenia, że książka idealnie się wpisze w moje gusta i tak też się stało.

Joanna Pypłacz stworzyła nietuzinkową powieść grozy. Z jednej strony wątek duchów i nawiedzeń przez zmarłych, może się wydać dość oklepany, jednak Autorce udało się wnieść w tego typu historię nową wartość. Właściwie skuszę się na stwierdzenie, że rozsądzać o tej książce można w sposób dwojaki, ponieważ mamy tutaj połączenie, co najmniej dwóch gatunków, w którym żaden nie ustępuje miejsca drugiemu. Mianowicie, jest to owszem powieść grozy, i możemy z powodzeniem oceniać ją pod tym kątem, jednak jest to też powieść obyczajowa. Cechy obu tych typów gatunków zostały skrupulatnie ze sobą połączone i splecione w sposób nierozerwalny tak, że bez jednego nie sposób mówić o drugim.

Jaką ofiarę można ponieść w imię wolności?

Na książkę Jessici Khoury, "Zakazane życzenie", czekałam niecierpliwie. Zapisałam się bowiem do Book Toura u Joanny z bloga Favoured. Po przeczytaniu powiem Wam, że już zamówiłam własny egzemplarz, bo z pewnością kiedyś jeszcze do niej wrócę.

Książka jest nową i świeżą odsłoną historii znanej, i przez wielu bardzo lubianej, czyli opowieści o lampie Aladyna. Jedna z ulubionych moich bajek dzieciństwa. Ehhh dzieciństwa, do tej pory zachłannie spoglądam na różnorakie adaptacje. Jednak wszystkie na jakie trafiałam nie budziły mojego specjalnego entuzjazmu, oglądałam i czytałam z sentymentem, ale brakowało mi w nich czegoś. Odczuwaną lukę zapełniło "Zakazane życzenie", które okazało się świetną interpretacją tej opowieści, dobrze napisaną, przyjemną i z morałem.

[PATRONAT MEDIALNY] "Dyskwalifikacja" - Tadeusz Paleczny


Dzisiaj chciałabym Wam z przyjemnością oznajmić, że Rosa Czyta jest patronem medialnym kolejnej książki.
"Dyskwalifikacja" Tadeusza Palecznego zapowiada się wyśmienicie. Powieść sensacyjna, dla mnie nawet gangsterska, która wciąga od pierwszych stron. Bohater, który nie jest osobowością idealną budzi życzliwość i kibicujemy mu od początku do samego końca, mimo jego brzydkich czynów. Już niebawem pojawi się pełna moja opinia o tej książce, więc zapraszam Was do śledzenia bloga :)

WYNIKI KONKURSU - co jest największym grzechem?

Nie był to dla mnie łatwy konkurs. Tym bardziej, że miałam ostatnio dość trudny okres, dłuższy urlop trochę mi pomógł w otrząśnięciu się, aczkolwiek na koniec się pochorowałam. Także chrychając i opluwając monitor próbowałam rozwiązać konkurs w sposób najbliższy memu sercu. Wobec czego, jak widzicie na zdjęciach, wydrukowałam sobie wyłącznie odpowiedzi i dostawiając kolejne plusiki wybrałam zwycięzcę. Nie chciałam się sugerować niczym poza odpowiedziami.

Jak wygląda Twoja strefa komfortu? Czy wiesz kim właściwie jesteś?

Każdy człowiek buduje sobie swoją własną, prywatną strefę komfortu. Gdyby zagłębić się w jakieś naukowe dysputy w tym temacie, to moglibyście odkryć, że naszą strefą komfortu jest na przykład nasz brzuch. Brzuch, w którym kryje się mnóstwo ważnych narządów i tętnic, dzięki czemu w ogóle jesteśmy w stanie żyć. Dlatego typową pozycją dla ludzi odczuwających cierpienie, ból fizyczny lub psychiczny, jest pozycja embrionalna, która pozwala chronić właśnie brzuch. Może to nie w głowie i sercu, ale właśnie w brzuchu jest nasza dusza?

"Strefa komfortu" Ludwika Wolta to pozycja dość nietypowa, jednak czy opowiada o strefie komfortu rzeczywiście? I tak i nie, bo książkę można naprawdę odebrać w wieloraki sposób. Z jednej strony nasz bohater to człowiek, który wypracował sobie bezpieczny azyl dla samego siebie, i tutaj również w podwójnym znaczeniu, bo chodzi o azyl wewnątrz siebie, ale i na zewnątrz. Do minimum ograniczył warunki stresowe żyjąc z dnia na dzień, nie wymagając od życia, ani od siebie za dużo. Bezwzględne minimum pozwalało Mu zachować spokój, i zakopać się w sobie. Wewnątrz również wybudował sobie swego rodzaju fortecę, która sprawiła, że był człowiekiem, który nie do końca przeszedł socjalizację. Wydawał się poniekąd otwarty i przyjacielski, dobry nawet, ale z drugiej strony zdusił w sobie samego siebie do granic wytrzymałości. Zastanawiałam się czy ten człowiek był w ogóle w stanie normalnie funkcjonować? Jego życie bowiem wydaje się być zwykłą wegetacją, takim życiem od dnia do dnia kolejnego i to wszystko. Nie wiem, czy cokolwiek sprawiało Mu rzeczywistą przyjemność, lub satysfakcję. Niby fotografia była jakimś marzeniem, hobby, ale nawet na tej płaszczyźnie potężnie ograniczał sam siebie.

"Czerowna woda. Opowieść wakacyjna" - Mariusz Byliński

"Czerwona woda. Opowieść wakacyjna" Mariusza Bylińskiego to nie jest łatwa lektura, mimo, iż ma niewiele stron. Opowieść wakacyjna mogłaby się kojarzyć z czymś lekkim, przyjemnym o dobrym zakończeniu, a nic takiego nie mogę powiedzieć o tej książce. Tak naprawdę to bardzo wymagająca lektura o nietypowej formie, przekaz jest jakby z boku, z wielkim dystansem, nieczuły.

Akcja książki rozgrywa się w niewielkim, acz uroczym greckim miasteczku, gdzie istnieje źródło z czerwoną wodą. Uważane jest za lecznicze w wieloraki sposób i stanowi najważniejszą atrakcję w okolicy. Prawdę powiedziawszy całą mocą tej czerwonej wody, jak wszyscy zwykli nazywać cudowne źródło, jest wiara ludzi. Wiara nie tylko we właściwości lecznicze, ale jakieś takie poczucie, że właśnie w tym miejscu można odmienić swoje życie.

Bardzo mnie cieszy, że zaglądasz na mojego bloga.
Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad, to mnie motywuje i nadaje większy sens temu, co piszę. Chętnie zajrzę też na Twojego bloga, jeśli jakiegoś prowadzisz.