Katarzyna Berenika Miszczuk - Szeptucha

Od dłuższego czasu obserwuję duże zainteresowanie tym, co było na polskich ziemiach przed nastaniem Mieszka I i chrześcijaństwa. Trzeba pamiętać, że przecież Chrzest Polski nie sprawił, iż dawne wierzenia, zwyczaje pogańskie po prostu zniknęły. Odniesienie do tego znajdujemy w książkach Cherezińskiej, która zajmuje się tematyką czasów piastowskich w swoich książkach. Pierwsza Jej powieść, „Gra w kości”, ma osadzoną akcję już w czasach, kiedy Polska była niby krajem chrześcijańskim. Niby, bo jak wspomniałam wcześniej, pogaństwo nie zniknęło po prostu, mimo wielkich starań Kościoła i jego zwolenników. Pogaństwo wśród ludu, a także zwyczaje pogańskie przełożone i wchłonięte do polskich tradycji chrześcijańskich, wracają silniej bądź słabiej również w innych pozycjach Cherezińskiej.

Jednak ja nie o Cherezińskiej chciałam Wam opowiedzieć, a o Katarzynie Brenice Miszczuk. Młoda lekarka zadebiutowała już w 2006 roku powieścią „Wilczyca”, przyznam, że nie czytałam. Moją uwagę przyciągnęła do Niej dopiero „Szeptucha”. Nie dowiadywałam się zbyt wiele o tej pozycji przed sięgnięciem po nią. Z początku byłam zawiedziona. Zawiedziona, bo nie spodziewałam się osadzenia obecnej Polski w alternatywnej historii. Tak, Polska jest tu i teraz, ale historia jej początków przebiegła inaczej. Mój zawód nie trwał długo, bowiem pomysł i realizacja są doprawdy przyjemne i ciekawe.
Właściwie autorka weszła w powieść z myślą „co by było gdyby”. Co by było gdyby Polska nie przyjęła chrztu, gdybyśmy przez ostatnie ponad 1000 lat pielęgnowali swoje wierzenia słowiańskie? Co prawda nie trudno odkryć, że słowiańskość wciąż żyje w naszej kulturze, mimo że już nie oddajemy czci Swarożycowi, Welesowi czy Mokosz. „Szeptucha” przypomina nam część tradycji, o których pochodzeniu wiele osób nie ma pojęcia, a stanowią pewien synkretyzm religijny.

Śledzimy przygotowania do Jarego Święta, czyli symbolicznego przepędzenia zimy w oczekiwaniu na przyjście wiosny, które odbywało się w równonoc wiosenną. Topienie marzanny i związane z tym zabobony, jak na przykład to, że nie wolno się obejrzeć za siebie odchodząc od marzanny. Wypiekanie kołaczy i malowanie pisanek, towarzyszące temu śpiewy, grzechotki, oraz płonące ogniska. Rozpalające wyobraźnię spotkania Szeptuch i Żerców na Łysej Górze, gdzie miód leje się strumieniami, wzywani są bogowie, przy śpiewie, tańcu i wrzucanych do ognia ziół halucynogennych, oraz rusałczych czarach pożądania.
 
Poznajemy Gosię, nie Małgorzatę, ale Gosławę, z poziomu jej narracji. Gosia mimo nieco irytującego charakteru jest jednocześnie zabawna i urocza. Jej wrodzona hipochondria potrafi zażenować czytelnika, ale też śmieszy do łez. Bohaterka skończyła medycynę. W słowiańskim świecie opieka medyczna nie skupia się jednakże wokół wykwalifikowanej kadry medycznej, bowiem pierwszą ostoją leczenia są Szeptuchy. Szeptuchy, według tradycji mądre baby, często obdarzone specjalnymi zdolnościami, kobiety które dokładnie znają tradycję i obrzędy, które leczą za pomocą ziół, znają magiczne sposoby na miłość, powodzenie, urodę. Gosia zanim zostanie pełnoprawną lekarką musi odbyć praktykę u Szeptuchy, dlatego wybiera się do Bielin, do miejscowej Szeptuchy Jarogniewy. Jako osoba bardzo sceptycznie nastawiona do bogów, magii i ziół, nie jest zadowolona z tej konieczności. Okazuje się jednak, że niezwykłość świata Słowian dotyka Ją bezpośrednio, że ta niezwykłość w niej istnieje, że wyznacza tor jej życiu i przygodom. Poznaje Mieszka, który w Bielinach uczy się na Żercę.
Mieszko to nikt inny jak Mieszko I, Dagome (tak został nazwany w dokumencie Dagome iudex, z końca X wieku, w którym oddawał „państwo gnieźnieńskie” w opiekę Stolicy Apostolskiej). Nieśmiertelny Książe, który ponad 1000 lat żyje na ziemi. Autorka, pisząc o nim „Dagome”, nawiązała do innej hipotezy na temat pochodzenia Mieszka I. Czy Mieszko czasem nie był Wikingiem?
Czy może powstać dobra powieść o Słowianach bez wątku miłosnego. Otóż, nie sądzę. Miłość pojawia się trochę znienacka w życiu Gosławy. Prawie idealny mężczyzna i kobieta kompletnie nieidealna. Perypetie zabawne, odrobinę baśniowe.

„Szeptucha” idealnie wpisała się w moje zainteresowanie Słowianami. Zawsze mnie ciekawiła ta część polskości, a dodatkowo od jakiegoś czasu odczuwam niezwykłe ożywienie tej tematyki w sobie. Może dlatego, że sama zaczęłam uczyć się ziołolecznictwa. Może dlatego, że uświadomiłam sobie, iż wiem więcej o tym jak Grecy lepili garnki i jak Egipcjanie nawadniali pola, a niewiele wiem o swoich słowiańskich przodkach. Czyż w szkole nie nauczyli nas bóstw egipskich, greckich, rzymskich? Jednak o tych słowiańskich nic w szkole nie słyszałam, poza walką z poganami i barbarzyńcami. Jestem katoliczką, ale też Polką i obecnie jestem dumna z mojej wiedzy o Mokosz, Płanetnikach, Strzygach, Rusałkach, itd.. Książka nie odkryła przede mną wiele nowości w tej tematyce, ale przede wszystkim sprawiła przyjemność z odnalezienia inspiracji słowiańskich.
Nie jest to powieść, jak „Mistrz i Małgorzata”, czy „Dziady. Autorka nie staje się przez nią kolejnym Sapkowskim. Nie szkodzi. Lekkość z jaką Katarzyna Miszczuk snuje opowieść, pomysłowość, dobrze wplecione pogańskie tradycje i uroczystości, zabawne sytuacje i prosty przyjemny język, zapewniają ciekawą lekturę, którą naprawdę dobrze się czyta. Nie mylcie proszę prosty język z prostackim, co to to nie. Polecam, ale i ostrzegam, że takie książki czyta się jednym tchem, z „Szeptuchą” spędziłam dwa wieczory
Wiem, wiem, niedawno wyszła kolejna część przygód Gosławy, "Noc Kupały". Już przeczytałam i też niebawem o tym napiszę.

Szeptuchę, Noc Kupały i inne książki, które polecam, znajdziecie w zaprzyjaźnionej księgarni w Warszawie, w Skarbnicy. Szukajcie na półce z tabliczką "Przyjaciele Skarbnicy" lub pytajcie właściciela.


*Zdjęcie okładki pochodzi z bloga autorki: http://katarzynaberenikamiszczuk.blogspot.com/p/powiesci.html
Bardzo mnie cieszy, że zaglądasz na mojego bloga.
Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad, to mnie motywuje i nadaje większy sens temu, co piszę. Chętnie zajrzę też na Twojego bloga, jeśli jakiegoś prowadzisz.