Olga Rudnicka po raz pierwszy pojawia się na moim blogu, oraz pośród moich lektur. Znalazłam opinie, że jest następczynią Chmielewskiej. W ostrzejszych słowach niektórzy napisali, że nieudolnie kopiuje styl Chmielewskiej. Przeczytałam dotychczas tylko jedną książkę tej Autorki i na tej podstawie nie mogę się do końca zgodzić z tymi opiniami. Owszem Rudnicka może stylem kryminału przypominać nieocenioną polską Pisarkę lekkich, babskich kryminałów. Jednak tak naprawdę to jest dla mnie Jej własny styl, który po prostu wpisuje się w konwencję humorystycznych "wypadków przy pracy". Olga Rudnicka również nie kryje, że sama bardzo lubi i ceni twórczość Chmielewskiej, wobec tego wpływ i podobieństwo są naturalne.
Książka to właśnie chyba jest historia "wypadków przy pracy". Bohaterkami są przede wszystkim 3 przyjaciółki, które mają bogatych, ale marnych mężów. W ich związkach od dawna nie ma "tego czegoś", nie ma uniesień, wspólnych radości, ani z pewnością jakiejkolwiek namiętności. Poznajemy też Sandrę, młodą prawniczkę, która w trakcie studiów dorabiała sobie jako droga prostytutka. Niestety, kiedy zaczyna praktykę zawodową w odległej Warszawie, okazuje się, że Jej szef to były klient. Szantażem zmusza Ją do "dalszych usług" dla niego, oraz jego dwóch kolegów. Trzej mężczyźni to nie kto inny, a mężowie wspomnianych wcześniej przyjaciółek.
"Prawdziwą trudnością nie jest kłamanie tak, by ludzie we wszystko uwierzyli, lecz zapamiętanie tego, co się mówiło. I komu. Dlatego trzeba kłamać wszystkim po równo."
Martusia, Kamelia i Jolka mając świadomość, że ich mężowie gdzie indziej biorą to czego nie chcą w domu, że traktują je jak głupie kwoki, postanawiają w końcu pozbyć się chłopów raz na zawsze. No może później zorganizują sobie jakiś młodszy model. Cały problem w tym, że "te męskie świnie" podstępnie podsunęły im intercyzę przedmałżeńską. Kobiety nie spodziewające się tego, jak ich małżeństwo będzie wyglądało po kilku latach, podpisały ten cyrograf. Wobec tego rozwód w grę nie wchodzi.
"Skarbie, facet do łóżka a facet do życia to dwie różne rzeczy. A jak ci się zdarzy taki cud, że facet nadaje się i do łóżka, i do życia, to łapiesz go na lasso, wleczesz do piwnicy, zamykasz na cztery spusty i pilnujesz, żeby nie podebrała ci go inna jałówka."
To zdecydowanie zabawna lektura. Humor wynikający z niemożliwych do uwierzenia przypadków, absurdalnych sytuacji i rozmów, nieporozumień i niedopowiedzeń, powodujących komiczne domysły i rozwój zdarzeń. Rudnicka bawi swojego czytelnika, książkę utrzymała trochę w konwencji przypominającej kryminałki Chmielewskiej, gdzie właśnie przypadek i nieporozumienia budowały dowcipną fabułę. Jednak bohaterowie Rudnickiej są zupełnie inni, jakby bardziej naiwni, nieracjonalni, zagubieni. Dlatego właśnie nie uważam, że jest naśladowczynią Chmielewskiej, chociaż owszem z Nią możemy kojarzyć tego typu konstrukcje literackie. U Chmielewskiej bohaterowie byli bardziej charakterystyczni, Rudnicka swoich nie zgłębia za mocno, a jakby z premedytacją przedstawia nam słodkie, nieco głupiutkie kobietki kreatywnie tworzące wizje morderstw, jakich zamierzają się dopuścić. Mamy zimną sukę Sandrę, która również jest trochę jak w krzywym zwierciadle, przerysowana. Mężczyźni to świnie i niedorajdy.
Podobała mi się ta książka. Lekka, wdzięcznie napisana, zabawna. Nie jest to może jakieś arcydzieło, ale żeby się oderwać i czasami trochę pośmiać wystarczy. Nie kończę spotkań z tą Autorką na tej książce, bo idealnie się wpisuje w okresy, kiedy potrzebuję właśnie takich publikacji. Dodatkowo ciekawa jestem też innych Jej tytułów.
"Były sobie świnki trzy"
Olga Rudnicka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 360
Ocena: 6+/10