Ryszard Ćwirlej - Z wykształcenia socjolog (Uniwersytet Śląski w Katowicach). Z zawodu dziennikarz telewizyjny, a obecnie również pisarz. Dziennikarze od razu mają dobre wejście w świat autorów, ze względu na wytrenowaną już umiejętność formułowania myśli. Ćwirlej przez krytyków został uznany za twórcę nowego gatunku literackiego, czyli "kryminału neomilicyjnego". Jedna z Jego powieści, "Błyskawiczna wypłata", została nagrodzona Kryminalną Piłą, jako najlepsza miejska powieść w 2014.
Powieść neomilicyjna charakteryzuje się obrazem PRL-u, który nie ma nic wspólnego z ideologiczną ściemą tamtych czasów. Jest ironiczna, mocna, szara i brudna jednocześnie. Nieco zawstydzająca, jak film "Wesele" lub "Dom zły". Czy wstrząsająca? Mną już nie wstrząsają takie kreacje, ale muszę przyznać, że przedstawienie jest ciekawe i intrygujące. Stanowi specyficzny rodzaj dysputy z powieściami milicyjnymi, które raczej opiewały odwagę i bohaterstwo swoich bohaterów - czasami nieudolnie. Autor dokłada nam również sporo wesołości, wynikającej głównie z prostych, przerysowanych sytuacji, bezsensownych lub nawet absurdalnych wypowiedzi bohaterów. Nie przepadam za powieściami rozgrywających się w czasach PRL-u, ale ta mimo, iż nie do końca do mnie trafia, jest dobrą książką. Nie zamierzam czytać takiej serii po kolei, ale z pewnością kiedyś wrócę do "Milicjantów z Poznania", chociaż nie szybko.
Autor dużo miejsca poświęcił osobie Teofila Olkiewicza. Milicjanta alkoholika, raczej mało bystrego, ale z wyjątkowym fartem. Poza tym mimo, iż mamy jakieś powtarzające się postaci to jednocześnie jest ich tak dużo, że ciężko określić takich naprawdę głównych bohaterów, a z pewnością nie jest to oczywiste od początku książki.
Książka na początku oferuje mnogość wątków kryminalnych. Wiele spraw, które wydają się nie mieć punktów wspólnych. Powolutku orientujemy się w jakiś powiązaniach i składamy wszystkie wątki w mniej lub bardziej przejrzystą całość. Jednak chyba nie wątki czysto kryminalne są atutem tej powieści. Atutem jest obraz rzeczywistości. Niestety to nie obraz pozytywny, a wręcz brzydki, wstydliwy, może nawet urągający. Najważniejszym dobrem tego świata okazuje się wódka, zatem przestępstwo rozcieńczania wódki potraktowane zostało jako sprawa nadrzędna. Święta się zbliżają, wódki nie może zabraknąć i nie podobna przecież by rozcieńczoną postawić na świątecznym stole. Dodatkowo powszechne są matactwa, kombinacje, kradzież, kręcenie wciąż na lewo nie tylko pieniędzy, ale i produktów codziennego użytku. Jakby złote czasy czarnego rynku. Poziom moralny w społeczeństwie zmusza do zastanowienia, jak to społeczeństwo nie wymarło. Momentami nie do ogarnięcia umysłem. Zamiatanie różnych spraw pod dywan, nabijanie statystyk, mordobicie, łapówkarstwo i kumoterstwo.
"-(...) No i wiecie, jak ten obywatel, człowiek pracy, wykupi se na kartki tę wódkę wyborową, powiedzmy, a później odkręci ją przy stole i rozleje całej rodzinie, a oni, znaczy się ta rodzina wypije, to co, nie poczują, waszym zdaniem, że wódka jest chrzczona, o przepraszam, rozwodniona?
(...)
-No i co on sobie wtedy, ten nasz przysłowiowy człowiek pracy, może pomyśleć? On sobie pomyśli, że to ojczyzna ludowa robi jego w wała. A co zrobi jego żona? Powiem wam, towarzyszu pułkowniku. Ona se może pomyśleć, że ten jej mąż dorwał się wcześniej do flaszki, upił i dolał wody, żeby nic nie było widać. I ta żona może jemu w pysk dać albo co gorsza awanturę przy całej rodzinie zrobić. A po co nam awantury rodzinne przy wigilijnych stołach? Potrzebne nam takie kłótnie, co jeszcze rękoczynami się skończą i milicja będzie musiała interweniować?
-No, nie, proszę ja...
-I ja również się z wami zgadzam, towarzyszu pułkowniku, że nam awanturnictwo domowe nie podniesienie wydajności pracy, a wprost przeciwnie. Bo przysłowiowy robotnik z obitą gębą do roboty nie pójdzie, tylko będzie siedział na L4, aż mu siniaki z pyska zejdą. I to jest właśnie zasada naczyń połączonych. Rozcieńczona wódka równa się wzrost absencji w przedsiębiorstwach państwowych, czyli w konsekwencji spadek produkcji. A na to my się nie możemy zgodzić. Czyż nie, towarzyszu pułkowniku?"
Zły czas wybrałam dla tej publikacji u mnie. Niestety trochę mnie umęczyła, zdecydowanie mi nie szło czytanie. Jednak nie mogę powiedzieć, że to kiepska książka. Poziom Autora jest bardzo dobry, zagmatwanie opisów charakteryzujących bohaterów i różne sytuacje w ich życiu, jak najbardziej dopasowany do gatunku i wydźwięku powieści. Widać umiejętności dziennikarskie. Humorystyczna, napisana zgrabnie i niezłym językiem. Ja niestety nie mogłam się skupić na niej dostatecznie, nie potrafiłam się wciągnąć w ten świat i nie zawsze mnie śmieszył ten wszechobecny absurd i głupota. Nie skreślam tej serii, kiedyś jeszcze do niej wrócę, ale już z pełną świadomością czego mogę się spodziewać. Ciekawa też jestem innych książek tego Autora, ale patrzę na nie trochę niepewnie. Przed sięgnięciem upewnijcie się, czy to książka dla Was, czytając jakiś fragment na przykład.
"Śliski interes"
Ryszard Ćwirlej
Seria: Milicjanci z Poznania
Wydawnictwo: MUZA
Liczba stron: 512
Ocena: 5/10