Uwielbiam dobre reportaże, ale niestety reportaż można sknocić. Rzadko trafiam na taki, którego jakoś mocno się czepiam, ale zdarza się. Tym razem jednak zapraszam Was od razu do przeczytania reportażu "Światu nie mamy czego zazdrościć" Barbary Demick, który dla mnie osobiście jest jednym z najlepszych jakie czytałam.
Po tym wstępie nie zdziwi Was zapewne, ale potwierdzi trochę moje słowa, to że książkę nagrodzono BBC Samuel Johnson Prize for Non-Fiction 2010. To nie wszystko, bo dzięki książce oraz reportażom, które wcześniej opublikowała w prasie, Autorka otrzymała znacznie więcej nagród m.in. Overseas Press Club, Nagrodę im. Joego i Laurie Dine’ów, Nagrodę im. Osborna Elliotta, a także została nominowana do amerykańskiej nagrody literackiej National Book Award. Myślę, że na zachętę do sięgnięcia po książkę, na gwarancję jakości, te informacje już Wam powinny wystarczyć, ale pomęczę Was jeszcze chwilę i napiszę Wam więcej o tej publikacji.
"Światu nie mamy czego zazdrościć" to reportaż niezwykły o zwykłych mieszkańcach Korei Północnej. Jak się zapewne domyślacie, nie łatwym zadaniem jest dotarcie do prawdy o tym kraju, o jego obywatelach. Korea Północna może się niektórym wydawać niepozorna mimo wszystkich dziwacznych zasad, ale według mnie może się okazać też jednym z bardziej niebezpiecznych miejsc na świecie, szczególnie dla ludzi nie potrafiących się dostosować do panujących tam porządków. Jako turyści mamy niewielkie pole manewru, przede wszystkim możemy zwiedzić stolicę Pjongjang, w której skrzętnie ukryte jest życie zwykłych ludzi. Dodatkowo cały czas po mieście poruszamy się z obstawą, która ma baczenie żebyśmy nie zauważyli zbyt wiele prawdy, ale za to nasycili umysły kłamstwem, którym będziemy opiewać wspaniałość KRL-D w naszej ojczyźnie. Tylko uważni obserwatorzy mogą czasami dostrzec coś więcej, coś co nie pasuje do ogólnej formuły.
Autorka, żeby napisać tak prawdziwy reportaż odnalazła uciekinierów z Korei Północnej, ludzi którzy odważyli się zawalczyć w taki sposób o siebie. Historie, których niemymi świadkami zostajemy, są często smutne, czasami wydają się przytłamszające, ale wszystko dlatego, że ciężko nam to sobie wyobrazić, zaakceptować to, iż gdzieś ludzie są zmuszeni żyć właśnie w taki sposób. Owszem, mieliśmy swój PRL, kiedy nie było lekko, jednak chyba już lepszy ten PRL. Poza tym ja jestem z pokolenia, które jeszcze czuje ten klimat i wydźwięk PRL-u, ale jednak go nie pamiętam i nie przeżywałam.
Wracając do książki. Barbara Demick uchyliła zasłon i pokazała nam prawdziwe życie w Korei Północnej przez opowieści swoich bohaterów. Jednak trzeba pamiętać, że historie są ograniczone geograficznie do aglomeracji Chongjin, co z jednej strony sprawia, że obraz jest dopracowany i precyzyjny dla tego miejsca, a z drugiej strony pozostawia niedosyt. Niedosyt wynika głównie z tego, że w KRL-D znajdziecie wiele miejsc, które być może mają się gorzej. Jednak tak czy siak, jest to miejsce odseparowane od stolicy, zatem wszystkie klęski kraju miały tutaj znacznie silniejszy wydźwięk. Opisane historie skupiają się na latach 90. XX wieku. Relacje świadków wskazują śmierć Kim Ir Sena, jako punkt w czasie, kiedy życie stało się już nieznośne, a w nich samych zaczął narastać pewnego rodzaju bunt wobec systemu. Dlaczego pewnego rodzaju, a nie po prostu bunt? Dlatego, że ów system precyzyjnie i skutecznie prowadził społeczne pranie mózgów. Sam tytuł reportażu jest jednym z propagandowych haseł, które wpajane są ludziom przez właściwie cały czas. Jednocześnie ludzie stłamszeni, którzy cierpią głód, brak prądu i dotykają ich wszelkie możliwe niedostatki w zaspokajaniu podstawowych potrzeb człowieka, nie mają siły protestować i boją się w jakikolwiek sposób przeciwstawić.
Indoktrynacja zaczyna się już w żłobku, więc wiara w to, że znajdują się w najlepszym miejscu na świecie, a wszędzie indziej jest dużo gorzej, to szczera wiara ludzi, którzy zostali całkowicie zmanipulowani przez system, okryci szczelną osłoną przed światem. Informacje tutaj nie docierają, nie ma jak zweryfikować swojego postrzegania rzeczywistości, a postrzeganie to wciąż dokarmia propaganda.
W książce mamy sześciu bohaterów opowiadających swoje historie, z czasów gdy żyli w Chongjin, prowincjonalnym miasteczku, gdzie brak wszystkiego był codziennością. Czytamy o wielkim głodzie, kiedy to ludzie zostali zmuszeni do spożywania wszystkiego, co tylko w jakikolwiek sposób się do tego nadawało. Włącznie z trującymi roślinami, wcześniej wymyślając sposoby na przyrządzenie ich tak by nie szkodziły. Muszę tutaj wspomnieć, że jednocześnie był też całkowity zakaz handlu, również żywnością. Ludzie nie dzielili się ze sobą wzajemnie jedzeniem, bo dzielenie się mogło sprawić, że dana rodzina nie przetrwa.
Poznajemy lekarkę, która jak wszyscy cierpi głód. Jej największą tragedią jest to, że nie może leczyć. Jak wyleczyć głód i choroby nim spowodowane, bez możliwości zaspokojenia podstawowego głodu, ilości jedzenia potrzebnej do podłego przeżycia, a nie wspominając o produktach potrzebnych do zapewnienia zbilansowanej diety. Leki? Jakie leki? Nie ma jedzenia, leków też nie ma. Kobieta, która chce ratować ludzkie życie, a jedynie może patrzeć, jak ludzie powoli umierają. Kobieta, która ma problem, żeby samej sobie zapewnić przeżycie.
Mamy też Panią Song Hee-Suk, zagorzałą komunistkę wierzącą w propagandowe brednie przez całe swoje życie. Jej przykład pokazuje, jak Korea Północna pozbawia ludzi umiejętności samodzielnego myślenia, jak wielką siłę mają wpajane ludziom kłamstwa, powtarzane na każdym ich kroku. Wreszcie, przed sześćdziesiątką, coś w Niej pękło, przebudziła się by opuścić kraj.
Nie chcę opowiadać Wam o bohaterach, bo uważam, że sami powinniście sięgnąć po tę książkę i poznać ich historie. Wspominam jedynie o tych dwóch osobach, żebyście widzieli z jak różnorodnymi ludźmi mamy do czynienia w tej pozycji.
Nie mogłabym nie napisać jeszcze o jednej wstrząsającej rzeczy w tym reportażu. O zetknięciu się uciekinierów z biedną chińską wsią. Wygłodzeni, zmęczeni, zniszczeni trafiają nagle do kraju, gdzie w psiej misce jest więcej jedzenia, niż miały szansę zjeść całe ich rodziny. Bardzo poruszająca scena, kiedy widzi się ryż i mięso, podczas gdy samemu od dawna nic się nie jadło. Dodatkowo świat zewnętrzny okazuje się tak odmienny, że to zderzenie budzi lęk i frustrację. Automatycznie u ludzi wychowanych i przesyconych takim reżimem przychodzą pytania "jak oni tutaj mogą tak żyć?". My moglibyśmy zadać to samo pytanie, ale z perspektywy kogoś kto żyje lepiej.
Ta książka nie jest wesoła, ale w pewien sposób daje nadzieję, że ludzie nawet w tak podłych warunkach potrafią o siebie zawalczyć, choćby poprzez ucieczkę. Nie każdy się na to decyduje, bo i nie każdy umie wyjść z tego systemowego kręgu myślenia. To opowieści przygnębiające i wstrząsające, a jednocześnie oddające sobą tyle prawdy i realizmu. Barbara Demick wykazała się również ogromną wiedzą i znajomością faktów historycznych, które znajdziecie w książce. W swoim materiale powołuje się na inne prace naukowe i spostrzeżenia, jakie poczynili inni. Reportaż napisany jest bardzo dobrze, klarownie i z dbałością o szczegóły, i właściwie stanowi dokument o KRL-D.
O śmierci, która jest wciąż obecna. O głodzie, który otępia. O strachu, który paraliżuje i pozbawia zaufania do najbliższych. Przede wszystkim o ludziach, którzy w tym chorym świecie żyją najlepiej, jak się da i codziennie stawiają czoła trudnościom, które dla nas są nie do wyobrażenia.
O Korei Północnej oczami turysty możecie przeczytać tutaj: Korea Północna widziana oczami turysty - reportaż Mirosława
"Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej"
Barbara Demick
Tłumaczenie: Agnieszka Nowakowska
Wydawnictwo: Czarne
Liczba stron: 363
Ocena: 10/10