Do tej recenzji podchodziłam, jak pies do jeża. Napisałam ją chyba z 5 razy, czytałam i zaczynałam od początku, bo widoczny w moich zapiskach chaos, nie pozwalał mi na publikację. Dłużej już nie mogę, więc mam nadzieję, że wybaczycie mi ten popełniony tekst o niezwykle trudnej książce.
Od razu chciałabym się przyznać do jednej rzeczy: nie lubię eksperymentalnych form przekazu w nowoczesnej sztuce. Nie lubię filmów w stylu Larsa von Triera, ani też obrazów Marka Rothco. Podobnie nie przemawiają do mnie szokujące performance, które według mnie mają wątpliwy związek ze sztuką (np. szokujące performance). Dlatego zaznaczam, że książka, mimo iż doceniam pewne jej atuty, nie była skierowana do mnie i dodatkowo nie jestem w stanie jej ocenić.
Sięgając po "Rekonstrukcje" spodziewałam się wartkiego kryminału, może trochę brutalnego i brzydkiego. Owszem wątek kryminalny jest, ale kompletnie przykryty koncepcją artystyczną przekazu.
Początek był trudny i jednocześnie ciekawy, ponieważ książka zaczyna się jakby spisaniem myśli mordercy. Drobiazgowa obserwacja otoczenia, przemyślenia, które w jakiś sposób hipnotyzują. Doświadczenie, poznanie w codzienności to zbiór szczegółów, niby zwykłych i jednocześnie niesamowitych, bo postrzeganych w dość specyficzny sposób. Ciągłe jakby zatrzymywanie świata klatka po klatce filmu. Rozdrobnienie wszystkich detali, jakby rozłożenie ich na czynniki, to dość fascynujące dla czytelnika, który nagle sobie uświadamia, że sam nie widzi tego wszystkiego, a również mógłby. Dodatkowo idziemy za tymi wynurzeniami człowieka o chorobliwej pasji seksualno - morderczej, za umysłem i rojeniami psychopaty, bo trudno czytać o tym bez własnego zagłębienia się. To wejście w jego świat, w selekcję ofiary budzi niepokój i sprawia, że czujemy się nieswojo we własnej skórze. Tego nie czyta się lekko i łatwo, ale przyciąga, napina psychicznie, w jakiś sposób hipnotyzuje.
"Na początku jest absolutnie nieruchomy las, bezbrzeżny, niemy tą groźną ciszą naturalnych przestrzeni. Dzikie napięcie uobecnione we wszystkim wokół sprawia, że jestem w tej chwili jedynie wzrokiem pełnym pierwotnego zdziwienia, jak istoty zaludniające tę wrogą planetę w początkach ich nietrwałego bytu."
"Znów krążę wynajętym fordem po ulicach tego perwersyjnie atrakcyjnego dla wzroku miasta. Miasta, które dopada amatorów zakazanych rozkoszy, eksperymentatorów, koneserów mocnych wrażeń i niebezpiecznych rozrywek. Szukam dziewczyny w odpowiednim wieku. Dublerki. Szukam dublerki pozbawionej skrupułów i zahamowań, zdeprawowanej nastolatki, za której urocze i grzeszne towarzystwo przyjdzie mi zapłacić."
Następnie przechodzimy do właściwej fabuły, czyli śledztwa dotyczącego seryjnych morderstw. Jakby powtórka z historii. Schemat z 2002 roku, ale ówczesny dewiant prawdopodobnie zniknął w pożarze. Nie ma na to jednoznacznych dowodów, istnieje pewna wątpliwość, czy na pewno nie przeżył. Wobec tego podstawowym pytaniem będzie: "Ten sam morderca, przebudził się po dwóch latach? Czy naśladowca?".
Głównym bohaterem ostatecznie nie jest ów morderca, a śledczy Fiszer, który ma bardzo specyficzne metody dochodzeniowe. Zaserwowany nam sposób prowadzenia śledztwa właściwie jest nie do przyjęcia dla nas, z pewnością nieszablonowy, ale jednocześnie nie do zaakceptowania. Kolejne wskazówki, drobne szczegóły, rekonstrukcję wydarzeń przeprowadza przede wszystkim poprzez narkotyczny trans, w który wprowadza się różnymi środkami. Nie ma przy tym zahamowań względem używanych substancji, oraz metody ich przyjmowania, liczy się wyłącznie efekt. Rzeczywistość otwiera się wówczas dla niego i jakby prowadzi go krok po kroku śladami przestępcy, poprzez ten sam mrok. Można zauważyć, jak bardzo uzależnienie go już wyprało z emocji, z poczucia realności, bowiem migawki z przemyśleń zatrzymują dla niego czas i wydają się być jawą. Z pewnością jest to postać charakterystyczna, niespotykana, niejednoznaczna.
"Fiszer, trzymając w ustach grubą szklaną fifkę, przypala zapalniczką substancję umieszczoną w niewielkim cylinderku tuż przed jej wylotem, który zatyka teraz palcem wskazującym. Kiedy substancję zaczyna trawić ogień, Fiszer prostuje palec, co umożliwia powietrzu wtargnięcie do fifki."
Większość fabuły wydaje się być zapisem filmu, i to bardzo mocno dosłownym. Jawią się tutaj fascynacje Autora kinematografią. Każda kolejna scena opisana jest z precyzją i detalami, które sprawiają wrażenie, jakby sam reżyser opisał nie tylko sceny, ale również swoje przemyślenia względem nich, oraz celowość każdego kadru. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że sposób poprowadzenia kamery, uchwycenia momentu, pozy aktora, ruchu, spojrzenia, lub grymasu może mieć, aż tak wielkie znaczenie. Każdy element to dokładnie przemyślany zamiar wzbudzenia konkretnych emocji w widzu. Niestety ten oryginalny sposób przekazania historii nie był dla mnie najlepszym, bo nie czerpiąc takiej fascynacji z tworzenia i analizowania filmu miałam problem z wczuciem się. Dodatkowo opisy te były dość długie, co doprowadzało po chwili do znużenia. Nie mogłam czytać w normalnym tempie, musiałam często wracać do jakiś fragmentów, przy których nie udało mi się dostatecznie skupić. Poza tym ta forma mocno odbiła się na fabule, brakowało mi konkretnych wydarzeń, które nawet jeśli się pojawiły, to były mocno przytłumione przez takie rozpisanie scen.
"Subtelny, pełen udawanej skromności, a przez to uwodzicielski uśmiech wykwita na twarzy Alicji i zdajemy sobie nagle sprawę, że jest coś upiornego w beztrosce, z jaką eksponuje ona swój młodzieńczy czar, czar, który uczynił z niej ofiarę porwania."
Poważnie należałoby się zastanowić czy na pewno ta książka powinna być przedstawiana jako kryminał. Owszem mamy mroczną, duszną Łódź, ciemne zaułki i nieprzeciętne postacie. Jednak z drugiej strony przez zastosowanie niezwykłego języka, niesztampowych zwrotów, porównań i oksymoronów, ja nie dotrzymywałam kroku kamerze. Po dłuższym czasie wczułam się w klimat, wciągnęłam, ale jednak bardzo długie opisy samej sceny nużyły mnie, wybijały z rytmu.
"Eksperyment jako strategia twórcza."
Warto zauważyć, że na końcu książki Autor zamieścił listę filmów, których obejrzenie powinno pozwolić lepiej zrozumieć eksperymentalny styl zastosowany w książce.
To bardzo oryginalna książka, jednak skierowana do dość wąskiego grona czytelników. Z pewnością jej fragmenty mogłyby służyć na wykładach dotyczących szczegółowej analizy filmów, przynajmniej tak ja bym sobie wyobrażała takie wykłady. Cieszę się, że zapoznałam się z tym tytułem, ale każdemu kto zechce po nią sięgnąć zalecam najpierw przeczytanie jakiś fragmentów, żebyście nie czuli się zawiedzeni lekturą. Fragmenty macie w cytatach oraz dłuższe możecie znaleźć tutaj: Jan Rychter - Rekonstrukcje.
Za przekazanie egzemplarza do recenzji bardzo dziękuję wydawnictwu Novae Res.
"Rekonstrukcje"
Jan Rychter
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 415
Ocena: bardzo subiektywna 5/10