Jak to się mówi "nadzieja umiera ostatnia" i tak też było w przypadku niniejszej książki. Cieniutka publikacja z dość spokojną okładką, przywołującą jednak na myśl bajkę o Aladynie. Miałam wobec niej niewygórowane nadzieje, aczkolwiek nie czuję się usatysfakcjonowana.
Nadzieja to miasto złożone z trzech dzielnic, mieszczące się na pustyni. W tej opowieści poznacie Ritę, nastolatkę, która zamieszkuje w Nadziei dzielnicę pomiędzy bogaczami a biedotą. Ma swój kram z owocami i w taki sposób się utrzymuje. Przygarnięta jako sierota przez bogatego Kupca, otrzymała od niego dobre wykształcenie, ale nie było dla niej miejsca w Wodnych Ogrodach. Tero natomiast nie miał tyle szczęścia, co dziewczyna i będąc również sierotą pozostał w dzielnicy biedoty, gdzie stał się złodziejem. W jakiś dziwny sposób losy tych dwóch postaci splatają się i pozostają już nierozerwalne do końca książki.
Jest to opowieść o przyjaźni, wytrwałości, cierpliwości, odwadze. Autor zawarł w niej całe mnóstwo ważnych idei i wartości. Jednak wszystko to zostało skrojone na miarę dziecka, bo bardziej doświadczony czytelnik zostanie przyparty do ściany. I nie chodzi tutaj o intrygujące zwroty akcji, czy fascynującą naukę płynącą z tej powieści, a niestety o przesycenie truizmami, sloganowymi prawdami o życiu. Sposób podania uczynił te ważne sprawy nie tylko nieapetycznymi, ale dla mnie kompletnie niejadalnymi.
"Upadek Nadziei" to miała być książka pełna symboli, ważkich spraw, uporządkowania wartości w życiu człowieka. Rzeczywiście znajdujemy w niej wiele ważnych przesłań, ale niestety przedstawionych w sposób banalny, mało ciekawy. Dodatkowo symboliczność została zamknięta w utartych i zużytych schematach, w prostych zdaniach podana jak na tacy. I chociaż uważam, że ta minipowieść zawiera dużo cennych wskazówek, dość ogólnych i ponadczasowych, to z drugiej strony zabrakło mi w tym wszystkim pewnej głębi. Owszem prostota potrafi również budzić zachwyt, ale musi posiadać pewną intensywność treści, bowiem treść ukryta w symbolach, nawet prostych, nie musi być naiwna, nijaka, lub wręcz byle jaka.
"Jeśli już musisz kraść, to kradnij tyle, żebyśmy mieli za co żyć, resztę rozdaj. Nadmiar pieniędzy zabija w ludziach to, co ludzkie."
To, co mogło uratować książkę, czyli elementy zapożyczone z "Baśni tysiąca i jednej nocy", w moim odczuciu pogrążyły ją. Nie jest to bowiem odświeżona i nowocześniej podana wersja, jak w przypadku "Zakazanego życzenia", a raczej sztuczne doklejenie pewnych drobiazgów, które w rzeczywistości niewiele wnoszą do fabuły. Można je potraktować, jako mało rozwinięte ozdobniki stanowiące niezbyt zręcznie wykonaną kalkę. Muszę przyznać, że bardzo zawiodły mnie te fragmenty, ponieważ uwielbiam przeróżne wersje tych baśni.
Kreacja bohaterów również pozostawia wiele do życzenia. Wydawali mi się mało wiarygodni, mało żywi, niby cwani, a jednak w jakiś sposób otępieni. Poza tym postaci drugoplanowych nie ma prawie wcale, bo chociaż występują jacyś ludzie, przewijają się nawet dłuższy czas, to wraz pozostają dla nas kompletnie nijacy. O ile Rita może uchodzić za bohaterkę symbolizującą kogoś dobrego, a Tero za chłopca, który uczy się rozróżniać dobro i zło, to brakowało mi mocnego czarnego charakteru. Być może miał nim być nowy przywódca szajki złodziei, albo najeźdźcy, ale nie sposób powiedzieć tego wprost, bo i nie do końca jesteśmy przekonani o co nasi bohaterowie walczą.
Warsztatowo książka nie jest zła. Prosto zbudowane zdania sprawiają, że czyta się bardzo szybko, ale z drugiej strony mało przyjemnie. Myślę, że tak skonstruowany tekst mógłby być przeznaczony dla dzieci w wieku 8-11 lat. Język sam w sobie jest dość ładny, opisy nie za długie i przyjemne, ale dialogi dość sztuczne.
Nie mogę polecić Wam tej książki, jeżeli szukacie w literaturze czegoś więcej niż przeciętność, trywialność i nijakość. Niestety taka właśnie wydała mi się ta historia i być może komuś innemu bardziej przypadłaby do gustu. Czy będzie to dobry wybór dla dziecka? Nie jestem przekonana, bo sądzę, że dzieciom można zaserwować bogatsze lektury. Jednak zachęcam Autora do pielęgnowania swojego warsztatu, swojej wyobraźni i stworzenia czegoś bardziej własnego, może wystarczy napisać coś, co samemu chciałoby się czytać?
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Dygresje.
"Upadek Nadziei"
Kacper Rybiński
Wydawnictwo: Dygresje
Liczba stron: 150
Ocena: 4/10