Blogowanie zmienia mnie w poszukiwacza skarbów. Trafiam na wiele map, niektóre są zwyczajną hochsztaplerską sztuczką, inne stanowią fragment mało precyzyjnej drogi, ale czasami znajduję w butelce wyrzuconej na brzeg oryginalną mapę prosto do skarbu. I tak spędzam wolny czas ślęcząc nad tymi mapami, obliczając i rysując brakujące kawałki, analizując, czy mam przed sobą prawdę. Jednak zdarza się też, że skarb zapuka skromnie do moich drzwi sam z siebie, kompletnie niepozorny. Gdzieś słyszałam, że ten łachman może być peleryną niewidką, że ta rzeczna perła spełnia życzenia, ale wciąż podejrzliwie na nie zerkam. Odkrywam je powoli, bez wybujałych oczekiwań, bez uniesień, bez zbędnych emocji. Spokojnie, aż dociera do mnie, że to kolejny skarb, mój skarb...
"Gałęziste" to jedna z tych powieści, które są moim prywatnym, małym skarbem. Może nie idealnym, przecież peleryna ma nadarty brzeg, ale nadal sprawia, że znikam. Książka ta pojawiała się na wielu blogach od dawna, czytałam różne opinie, bardziej i mniej zachęcające, niektóre negatywne, ale i tak mnie przyciągała, i tak kusiła. Dlatego też bardzo się ucieszyłam, gdy sam Autor, Artur Urbanowicz, zaproponował mi zrecenzowanie swojej debiutanckiej powieści. Przyszła i czekała na swoją kolejkę dłuższy czas.
Urbanowicz wykorzystał lokalne legendy i słowiańskie wierzenia, na których ukształtował swoją opowieść. Większość czytelników bloga wie, że uwielbiam dobrze wykorzystaną w literaturze słowiańskość.
"Patrzysz na coś, a twój umysł dopowiada resztę. To nie jest prawdziwe... Siła sugestii... Siła sugestii to potęga."
Leszy jako demon często zostaje spłycony do leśnego ducha, strażnika lasu. Czasami traktowany jest wręcz jako opiekun lasu, ten, który pilnuje porządku. Charakter złośliwego demona, jak to większość demonów w różnorakich mitologiach, bywa zapomniany, traktowany po macoszemu. Owszem, pozostaje jakiś lęk, niepokój przed spotkaniem z Leszym, aczkolwiek zwykle nie oddaje to natury tego stworzenia. Polacy nazywali go różnie - laskowic, borutka, borowy. Był niejako antropomorfizacją lasu, puszczy. Szczególną wrogością wobec człowieka wykazywał się, gdy ten zakłócał spokój dzikich borów. Przebiegły manipulator, który mamił ludzki umysł, oplatając go najbardziej przerażającymi wizjami. Objawiał się czasami w ciele zwierząt, ale posiadał też swoją człekokształtną postać, starszego człowieka z rogami z gałęzi. W "Gałęzistym" mamy przedstawionego prawdziwego demona, ze wszystkimi jego podłymi cechami, a nawet więcej, bo jakby zdeformowanego władzą otrzymaną od ludzi, złem, gniewem i nienawiścią, które pielęgnowane są w jego imię.
"Tak jak celem każdego zwykłego demona jest zniszczenie człowieka od środka, które rozpoczyna, wchodząc w niego i żerując na nim niczym pasożyt, tak temu uda się to w zupełnie inny sposób."
Poza tym Suwalszczyzna naznaczona została przez bytowanie tam ludu zwącego się Jaćwingami. Mówi się, że ekspansja krzyżacka zniszczyła i całkowicie wybiła ten ród, ale prawda ma się chyba zgoła inaczej. Jak każdy uciskany naród, Jaćwingowie zaczęli się przemieszczać, uciekać, a także wtapiać w sąsiadujące ludy. Nic w tym wyjątkowego, bowiem jest to naturalna kolej rzeczy. W każdym razie potomkowie dawnej Jaćwieży mogą żyć na Suwalszczyźnie po dziś dzień, zdając z tego sprawę sobie lub nie. I właśnie ku takiej hipotezie skłonił się Autor.
"Tak jak materia krąży po całym wszechświecie, zmieniając po prostu swą formę, tak również zło nie znika, a jedynie wędruje. Czasami jednak skupia się, kumuluje w jednym miejscu. A wtedy nieszczęśnik, który na nie natrafi… No cóż, delikatnie mówiąc, ma pecha."
Mamy dwójkę głównych bohaterów, Karolinę i Tomka. Wyrażają skrajnie różne poglądy wobec jakiejkolwiek religii. Ona to osoba mocno wierząca i praktykująca. Natomiast chłopak jest skrajnym ateistą, można by rzec, że ateistą wojującym. Zapuścili się w okolice Suwałk na czas Świąt Wielkanocy, jedno by spoić na nowo ich relację, drugie by uciec od rodziny w tym świątecznym czasie. Wydawać by się mogło, że wybrali miejsce idealne. Piękne, otoczone naturą, ciekawe historycznie i rekreacyjnie. Jednak nic nie poszło tak jak powinno, już od samego początku.
W klimat sielankowej, małej, wiejskiej społeczności wkrada się koszmar. Oddech natury na plecach z przyjemnie relaksującego staje się ciężki, bolesny i śmierdzący. Spokojny sen zostaje zawłaszczony przez zwidy i majaki, przerażające i w niemożliwy do pojęcia sposób realne. To, co miało budować, burzy, a każde spoiwo okazuje się wysychającym piaskiem, który powolnie obsypuje się spomiędzy cegieł. Artur Urbanowicz zaprojektował grozę, która wkrada się w życie niepostrzeżenie i powoli. Napięcie wciąż wzrasta, a momenty, które mogłyby je odrobinę rozładowywać, jakby pozostawiają czytelnika w zawieszeniu, niepewnego, wątpiącego i doszukującego się jakiegoś sensu. Pauza w końcu zaczyna dręczyć trwogą, kiedy nie wiesz, czego masz się po niej spodziewać.
"Jeszcze się zdziwisz. Zdziwisz się, co jeszcze tutaj zobaczysz i co przeżyjesz. Zdziwisz się, jaka jest tego inwencja. Odwoła się do twoich najgłębszych, najbardziej zakorzenionych lęków, o których nawet nie miałeś pojęcia i przed którymi nie masz żadnych szans się obronić. Zdziwisz się, że można niszczyć w ten sposób twój umysł jeszcze bardziej niż z każdym kolejnym dniem sądziłeś. Pożerać go bez pośpiechu, komórka po komórce, jak nowotwór. A przede wszystkim zdziwisz się jeszcze, do czego będziesz zdolny i jakie bariery będziesz w stanie pokonać. Ani się obejrzysz, a zamienisz się w zwierzę."
Kwestie religijne wplecione w wypowiedzi bohaterów to zachęta do refleksji na temat wiary. Ciekawy jest poruszony wątek nawracania. Wydawać by się bowiem mogło, że wierzący odczuwać powinni większą misję nawracania niż ateiści. Jednak to właśnie Tomek okazał się osobą, która ma najwięcej do powiedzenia, mocno argumentuje i próbuje przekonywać otoczenie, że wiara w jakiekolwiek bóstwa nie ma sensu. Nawet wyjątkowe wydarzenia na Suwalszczyźnie nie zmieniają Jego nastawienia, utwierdza się wyłącznie w przekonaniu, że fanatyzm religijny to zło nie do pojęcia. W imię wyższej siły ludzie są zdolni do rzeczy najbardziej niecnych, w umysły zacienione kultywowaniem obrządków szybko wdziera się mrok, który czaił się na osłabioną religijnym zaślepieniem wolną wolę człowieka. Jestem katoliczką i wiem, że demoniczne zło zniewala i niszczy człowieczeństwo. Pojęcie dobra nagle zostaje przewartościowane tak, że w pewnym sensie pokrywa się z egoizmem. Dobro własne stawiane wyżej, nawet jeżeli dotyczy to nie jednostki, a podobnie jak tutaj, małej społeczności, pozostanie egoistyczną pobudką, usprawiedliwieniem do czynienia najgorszych z możliwych paskudztw.
"Opierasz wszystkie swoje poglądy na tym, że boga czy jakikolwiek inny byt nadprzyrodzony można ogarnąć ludzkim umysłem. No bo w końcu przemyślałeś to i uznałeś, że jednak go odrzucasz. Miałeś jakiś wybór, uzasadniłeś sobie każde za i przeciw, i podjąłeś ostateczną, taką, a nie inną, decyzję. Ale zwróć uwagę na jedną rzecz – zakładasz tu, że boga można opisać, zmierzyć, zbadać, dotknąć, opukać i logicznie wytłumaczyć jego działania. Zapędzić go w kozi róg i powiedzieć: „ha, słuchaj stary, coś mi się tu nie zgadza!”. A to jest podstawowy błąd w twoich aksjomatach! Gdyby cokolwiek z niego dałoby się zamknąć w jakiekolwiek naukowe ramy, to to nie byłby bóg. Brutalnie podsumowując, bóg jest wszechmocny i takie pionki jak my mogą mu co najwyżej naskoczyć. Nie mamy wystarczających możliwości, by mienić się mądrzejszymi od niego, ani fizycznych, ani intelektualnych. Krótko mówiąc, w swoich rozważaniach korzystasz ze złej definicji boga. Sprzeczność. Koniec dowodu."
Jednak to nie wszystko, co pokusił się zawrzeć Autor w swojej powieści. Kolejnym poruszanym i według mnie ważnym tematem tutaj jest środowisko. Dla przyrody rodzaj ludzki jawi się, jako gatunek brudasów i śmieciarzy. Bezmyślność, z jaką na ziemi ląduje kolejny papierek, można jeszcze wybaczyć. Aczkolwiek świadome niszczenie dziewiczej natury to obelga właściwie dla nas samych. Owszem, wywożenie śmieci do lasu, wrzucanie zardzewiałych garnków i zużytych akumulatorów do rzeki naznaczone są też pewną bezmyślnością, głupotą, ale jednocześnie stanowią zaplanowane działanie osób, które gdyby nie potrafiły ocenić sytuacji same, mają do dyspozycji szereg wskazówek prawnych. Nie wiem, jak to się dzieje, że niektórzy chcą żyć na planecie będącej jednym wielkim śmietnikiem. Co więcej, przecież grzechów wobec przyrody jest znacznie więcej i większość to świadome działania. "Gałęziste" można w pewnym stopniu potraktować jako przestrogę. Natura w swojej dzikości bywa brutalna i chociaż wydaje się działać z większym sensem niż człowiek, może również stać się wykonawcą sprawiedliwości. I to byłoby nie tylko obroną konieczną, ale i jakby ochroną samego człowieka przed zatraceniem.
Niesztampowa narracja może się jednym podobać, a innym nie. Książka prowadzona została pozornie z dwóch perspektyw, a opowieść snuta jest zarówno przez narratora w trzeciej, jak i pierwszej osobie. Dodaje to głębi, pozwala się zaangażować i wczuć w panujący nastrój. Jednak narratorów pierwszoosobowych jest kilku, wielu bohaterów zostaje dopuszczonych do głosu. Przemyślenia, odczucia, zagubienie stają się udziałem czytelnika. Przejścia pomiędzy sposobami narracji są jakby subtelne, chociaż wyraźne, nie drażnią, ale otwierają na nowe spostrzeżenia.
Artur Urbanowicz nie boi się mocnego i wulgarnego języka. Stylizując wypowiedzi bohaterów jako rozmowy młodych ludzi, którzy kwiecistym językiem wyrzucają z siebie większość piętrzących się emocji, dodał pewnej realności. Poza tym muszę przyznać, że posługuje się prostym, acz nie prostackim słownictwem, wykorzystując je w sposób zaskakujący. Niektóre opisy zdają się pretendować do miana poetyckiej prozy, dość delikatnej, jednak nie da się tego przeoczyć. Szczególnie takie wrażenie wywierają przyroda, lasy. Plastyczne nakreślenie miejsc, skrupulatne przedstawienie mapy okolicy nie jest nużące, a zaciekawia i dodaje jakiejś filmowości książce. Warsztat literacki nie pozostaje bez zarzutu, ale satysfakcjonuje, jednocześnie pozwalając na oczekiwanie dalszego rozwoju Autora.
Główne postaci tej książki bywają denerwujące. Ich relacja według mnie jest dość toksyczna, ale daje nadzieję na pewne "docieranie się" w związku. Prawda wygląda tak, że kłótnie i wzajemne obwinianie się o różne rzeczy, wyrzucanie drugiej stronie, jak to ona nie widzi, co ja dobrego dla niej robię, jest zwyczajnie szczeniackie. W myśl zasady "zacznij od siebie", którą uparcie staram się stosować we własnym życiu, dla mnie osobiście taka relacja byłaby obecnie nie do przyjęcia. Jednak nie ukrywam, że dawno temu również byłam głupiutką dziewczynką i przypuszczam, że moje wcześniejsze związki mogły wyglądać podobnie. Dlatego też, mimo iż Tomek z Karoliną doprowadzają czasami do białej gorączki, to wiem, że są dość realni, mocno osadzeni w swoim świecie, stosowni do wieku i doświadczenia. Inni bohaterowie bywają zagadkami prawie do ostatnich stron książki. Wykreowani również wyraziście i sprawnie są ludźmi żywymi, z krwi i kości, aczkolwiek spowitymi przez jakąś mgłę tajemnicy.
Jak to sam Autor mi powiedział, "końcowy twist" wbija w fotel. Zakończenie bowiem jest nie do przewidzenia, zaskakuje, wywołując czytelniczego kaca. Po przeczytaniu ostatnich stron nie wiedziałam, jak się odnaleźć w rzeczywistości.
"Wiecie, jaki jest wasz, ludzi, największy problem? Porywacie się z motyką na słońce. Jesteście niepokorni. Myślicie, że możecie machać szabelką przeciwko czemuś, co jest od was wielokrotnie starsze, wielokrotnie potężniejsze i wielokrotnie mądrzejsze. Myślicie, że możecie wszystko ogarnąć swoim malutkim umysłem, podczas gdy tak naprawdę jesteście jedynie pionkami. Znaczycie mniej niż mrówki. Nie potraficie przyjąć do wiadomości, że wasza walka jest z góry przegrana, niezależnie od tego, jak ciężkie działa wytoczycie. Wydaje wam się, że jesteście najmądrzejsi na świecie, że możecie każdą rzecz zanegować i podać w wątpliwość wedle własnego widzimisię. Zakładacie, że wszystko można opisać, zmierzyć, zbadać, dotknąć, opukać i logicznie wytłumaczyć tego działania. Zapędzić to w kozi róg i powiedzieć: „ha, słuchaj stary, coś mi się tu nie zgadza!”. Macie mylne wrażenie, że nad wszystkim panujecie, że każdą sytuację można rozwiązać, nad wszystkim można mieć kontrolę, wszystko na tym świecie można okiełznać, wszystkim można władać tak, jak się sobie tylko zechce. Jakże się mylicie… Jakże jesteście głupi. Wydaje się wam, że jesteście nieomylni, a tak naprawdę jesteście jedynie pyszni. Dawno zatraciliście jakikolwiek system wartości. Jesteście trądem tej planety. Jesteście tylko nic nieznaczącymi robalami. Bez żadnej szkody dla tej ziemi można was ot tak zdeptać."
Podsumowując, oceniam ten debiut jako świetny, jeden z najlepszych debiutów, jakie zdarzyło mi się czytać. Artur Urbanowicz ma według mnie niezaprzeczalny talent i chociaż jeszcze musi popracować nad swoimi tekstami, to przede wszystkim dlatego, że zdradza ogromny potencjał na więcej, a nie dlatego, że pisze kiepsko. Doskonale zaplanowana historia, oparta na pewnych historycznych brzegach opisywanej krainy, skrupulatnie przedstawieni bohaterowie, wiarygodni, i ciekawe połączenie dwóch typów narracji to same plusy tej powieści. I można się czepiać jakichś drobiazgów, ale książka w moim mniemaniu ma przede wszystkim dawać frajdę. Ja miałam doprawdy niezwykłą ucztę czytelniczą z "Gałęzistym" i z przyjemnością przeczytam wszystkie kolejne powieści Artura Urbanowicza (a "Grzesznik" już na mnie czeka).
"To, że media o czymś nie mówią, nie znaczy wcale, że to coś nie istnieje."
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję Autorowi, za to, że ją napisał i zdecydował się poprosić mnie o opinię, co spowodowało, że zapoznałam się z nią szybciej, niż wcześniej planowałam.
A książka "Gałęziste" istnieje i całkiem o niej głośno. Na co jeszcze czekacie, bierzcie się za lekturę!
"Gałęziste"
Artur Urbanowicz
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 462
Ocena: 7+/10