Prawdą jest, że dość rzadko sięgam po literaturę typowo kobiecą. Niemniej przychodzą w życiu takie momenty, że staje się ona dla mnie najlepszym lekarstwem. Wreszcie mogę usiąść, uspokoić się, spowolnić i odpocząć z tą przyjemną lekkością historii. "Tatarka" Renaty Kosin to powieść, która chodziła mi po głowie od dawna i jak dotąd jakoś nie było okazji się z nią zapoznać. Sama nie wiem, co mnie w niej oczarowało, Tatarzy? Wieś? Delikatny podmuch ciepłego, letniego wiatru?
Główną bohaterką, niejako prowadzącą całą opowieść, jest Ksenia. Młodziutka dziewczyna, która spędza wakacje w rodzinnym dworze, w Bujanach na Podlasiu. Po trudnym rozstaniu, nie wierzy, że kiedyś nadejdzie szczęście i dla niej, ale za namową wspaniałej przyjaciółki, Florki, postanawia zapleść wianek na noc świętojańską, który ostatecznie tonie. Pełna rozterek i wątpliwości postanawia odkryć rodzinne dzieje, tajemnice, które nigdy nie zostały do końca wyjaśnione. Czyni to trochę dla siebie, by odciągnąć myśli od wypełniającego ją smutku, a trochę na przekór matce, która wydaje się zazdrośnie bronić każdego sekretu przed wzrokiem córki. Jak wiele różnych tajemnic można odkryć badając przeszłość i pochodzenie swoich przodków? Ile bolesnych opowieści? Ile radosnych anegdotek?
"Każda prawda jest lepsza od niewiedzy."